czwartek, 6 grudnia 2012

Coś słodkiego dla grzecznych „dzieci”

Agata Królak, „Ciasta, ciastka i takie tam”
Ciasta, ciastka i takie tamto zdecydowanie najbardziej oryginalna książka o słodkościach, jaka do tej pory zagościła na łamach Kulinarnej czytelni. Zarówno za tekst, jak i ilustracje odpowiada jedna osobaAgata Królak, gdańska ilustratorka i graficzka. Jej publikacja jest maksymalnie dopieszczona, w jakimś rustykalnym, osobliwym tego słowa znaczeniu. Pełna wspomnień z przeszłości, dawnych zdjęć, kredkowych rysunków, ascetycznych wyklejanek. I oczywiście pysznych przepisów, zanotowanych w pośpiechu na skrawku papieru, wklejonych do zeszytu, pozostałych po babci lub poleconych przez koleżankę. W warstwie tekstowejsmakowicie sentymentalna. W warstwie graficznejistne cudo!

Agata Królak ukończyła Wydział Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku, a książka „Ciasta, ciastka i takie tam” była jej pracą dyplomową. Całe szczęście, że została wydana! A dlaczego w tytule słowo dzieci pojawia się w cudzysłowie? Cóż, to po prostu książka dla nieco starszych czytelników, choć wydawca poleca ją już od siódmego roku życia. Jednak moim zdaniem największą radość z tej publikacji będą miały osoby posiadające pewien bagaż własnych kulinarnych wspomnień. Ja miałam ogromną!

Wnętrze książki, przepis na pączki z dziurką„Ta książka powstała właściwie przez przypadek; z miłości do słodyczy, starych zdjęć i rysowania, a później do gotowania, i trochę z miłości w ogóle” – tak pisze o swojej publikacji sama autorka. Zaczęło się od pewnego śmietnikowego, książkowo-kulinarnego znaleziska... (o szczegółach przeczytacie we wstępie). Nie jest to zwyczajna książka z przepisami, co widać już od pierwszej strony. Format jest kwadratowy, 21x21 cm. Papier wydaje się stary i nieco brudnawy, czcionka naśladuje wysłużoną maszynę do pisania, która wystukuje kolejne litery trochę krzywo lub nieco „za grubo”. Tu i ówdzie pojawiają się skreślenia, poprawki, ręczne dopiski. Za każdym razem, gdy przeglądam tę publikację, mam przed oczami wszystkie kulinarne notatki gromadzone latami oraz stary zeszyt z przepisami mojej mamy.

Wnętrze książki, przepis na murzynka
Zapełniające książkę przepisy, podzielone na trzy kategorie: ciasta, ciastka i takie tam, są dość staromodne. Dziś się już takich przysmaków raczej nie piecze, a na pewno nie tak często jak kiedyś (aczkolwiek murzynek z serem jest nadal ulubionym ciastem moim oraz mojego taty, które mama piecze, ku naszej uciesze, przy każdej nadarzającej się okazji – a więc dość często). Autorka zebrała stare przepisy od rodziny, znajomych oraz przyjaciół i zamieściła je w książce tak, jak zostały jej przekazane. Każdy ma swój niepowtarzalny styl, język, charakter. W niektórych znajdziecie pewne stylistyczne niezgrabności, a nawet błędy. W innych brakuje informacji na temat temperatury czy czasu pieczenia albo pojawia się jakaś gigantyczna ilość masła, której chyba nikt nie byłby w stanie strawić w przyzwoitym czasie. Dla jednych będą to minusy, bo przecież ciasto może się nie udać, bo właściwie nie wiadomo jak je upiec i co zrobić ze składnikami. Inni potraktują to jak wyzwanie, zabawę albo podróż sentymentalną. Tak się przecież kiedyś pisało!

Wnętrze książki, przepis na... lato!
Zajrzałam do mojego starego zeszytu z przepisami i okazało się, że nie ma w nim wielu informacji, które obecnie wydają się niezbędne. Kiedy czytałam przepis na karpatkę, którą robiłam niegdyś wielokrotnie, nie potrafiłam sobie wyobrazić kolejnych czynności. Brakuje kilku kroków, proporcje składników są niejasne i oczywiście nie zanotowałam ani temperatury piekarnika, ani czasu pieczenia. A jednak dawniej było dla mnie oczywiste, co i jak należy robić. Wiele osób sporządzało kulinarne notatki w taki nie do końca precyzyjny sposób i autorka zamieściła otrzymane przepisy w niezmienionej formie. Ja traktuję tę książkę bardziej jako podróż do kulinarnej przeszłości niż źródło praktycznych inspiracji, więc te „niedopatrzenia” przyjmuję z uśmiechem, jak dobrze mi znane smaczki, a nie jak rażące błędy czy niedbałość. Rozpisuję się o tym po to, by przestrzec osoby początkujące w kuchni lub potrzebujące cukierniczego „pewniaka”. Mimo zapewnień autorki o wypróbowaniu wszystkich przepisów, mam wrażenie, że przygotowanie niektórych może sprawić mniej doświadczonym „cukiernikom” trochę problemów.

Wnętrze książki, przepis na sernik na zimno
Każdy z 71 przepisów opatrzony jest dużą ilustracją. Nie są to pięknie stylizowane fotografie, o nie! Autorka wizualizuje słodkości za pomocą kredek, kolorowych materiałów, papierków. Niektóre są dość wyraźne i na ich podstawie można sobie wyobrazić efekt końcowy. Inne wyglądają jak bardzo prymitywne dziecięce bazgrołki, czysta abstrakcja, i do końca nie wiadomo, co tak naprawdę przedstawiają. Tu mamy pole do swobodnej interpretacji sztuki. To zabawa formą, kształtem, kolorem. Zaproszenie do uruchomienia fantazji i wspomnień... Obok rysunków znajdziecie w książce również archiwalne zdjęcia, czarno-białe albo staro-kolorowe. Widnieją na nich uśmiechnięte dzieci i dorośli pochylający się nad talerzykami lub stołami pełnymi łakoci.

Wnętrze książki, przepis na sernik na kasimamyciasto
A co dobrego w menu? Na przykład ciasta: błotnik, sernik z ziemniakiem, czekoladowe marchewkowe, ciasto z kaszy manny, makowszczyk, czarny jeż i biszkopt pani Jolanty. Jeśli macie ochotę na ciasteczka, polecam pieguski, kokosanki, rogaliki pani Haliny, koniakowe, piwne i najlepsze ciastka świata. A takie tam... to różne słodkie drobnostki, jak bułaski, kogiel-mogiel, tiramisio, faworki, pączki z dziurką, japka pieczone (tak, tak – japka), stopa łobuza, czekolada do picia oraz wielce tajemnicze „coś”. Przepisy są naprawdę niedzisiejsze i raczej „ciężkie”. Dużo w nich margaryny, pojawiają się spore porcje proszku do pieczenia i sztuczne olejki zapachowe. Ale pamiętam bardzo dobrze, jak sama, jako dziecko, lubiłam bawić się tymi małymi olejkowymi buteleczkami. Tak się kiedyś piekło. Zresztą w maminym murzynku do dziś znaleźć można trzy łyżeczki proszku. Wielbiciele deserów zdrowych, lekkich albo bardzo wyszukanych mogą nie znaleźć tu dla siebie odpowiednich propozycji. Ale i tak gorąco zachęcam wszystkich do sięgnięcia po dzieło Agaty Królak. Jest w nim jakaś magiczna, słodka siła przyciągania...

Przeglądanie i czytanie tej książki wzbudziło we mnie silne emocje, przywołało piękne chwile z dzieciństwa. Pamiętam wylizywanie makutry po ucieraniu masy serowej, przewlekanie faworków, tatę kręcącego kogel-mogel, różową piankę na cieście z kisielem, pijanego Izydora, którego – z wiadomych względów – jako dziecko nie mogłam jeść zbyt dużo, mamę ubijającą na parze ciasto na zebrę, mojego pierwszego „ambasadora”. I jeszcze tatę, który do dziś dzień nie chce jeść pysznego czeskiego placka, bo kiedyś, dawno, dawno temu, upiekła go ciocia i wstawiła do lodówki bez przykrycia – przy czym tuż obok stał bigos albo coś równie niepasującego do ciasta z kremem. Też mam takie lepkie od cukru historie, zapiski, zapełnione przepisami kartki zeszytów, wycinki z kolorowych gazet dla pań. Też mam takie zdjęcia, na których pałaszuję domowe pyszności, na przykład ciasto ze „szczypiorkiem”, któremu sama, jako mały brzdąc, nadałam taką nazwę (szczypiorek to oczywiście drobno pokrojona zielona galaretka). I dlatego pokochałam tę książkę, ponieważ w niebanalny, artystyczny sposób pokazuje zapomniane pyszności, a jednocześnie podprogowo snuje słodkie historie, które zapewne każdy z nas mógłby również napisać.


Agata Królak, „Ciasta, ciastka i takie tam”, Dwie Siostry 2011, 164 s., cena 35 zł.

Książka na stronie wydawcy, z przykładowymi stronami: www.wydawnictwodwiesiostry.pl/katalog/prod-ciasta_ciastka_i_takie_tam.html