czwartek, 14 marca 2013

Grycan po raz drugi

Marta Grycan, „Moja Dolce Vita”
Niecałe dwa miesiące po wydaniu debiutanckiej książki „Kuchnia Haute Couture” Marta Grycan postanowiła zaprezentować czytelnikom swoją kolejną publikację. „Moja Dolce Vita” nie jest jednak książką o słodyczach, jak można by wnioskować z tytułu. To kolejny zbiór ulubionych przepisów celebrytki, okraszony poradami dotyczącymi odżywiania oraz dbania o piękny wygląd i dobre samopoczucie na co dzień. Książka sprawia wrażenie, jakby została wydana „na doczepkę”, jako dodatek do poprzedniej – można rzec: deser. Ale czy tak jak na pyszny deser, warto zachować na nią trochę miejsca w żołądku, czy też spokojnie można się bez niej obejść?

Jedno ze zdjęć autorkiW pierwszej kulinarnej książce Marta Grycan przedstawiła swoje ulubione potrawy inspirowane lub wywodzące się wprost z kuchni włoskiej. W drugiej publikacji nie ma wyraźnej myśli przewodniej, są tu dania różnego rodzaju – po prostu kolejne ulubione potrawy autorki. Książka jest mniejsza niż poprzednia (format 15,5 x 20,5 cm) i cieńsza (o osiemdziesiąt stron), w związku z czym zawiera oczywiście mniej przepisów (około sześćdziesięciu, w pierwszej książce było ich ponad sto trzydzieści). Cena jest jednak taka sama... Okładka półtwarda, papier cienki, ale dość przyjemny. I w przeciwieństwie do „Kuchni Haute Couture”, na zdjęciach z nowej publikacji Marta Grycan nie wygląda na osobę szczególnie „zmodyfikowaną” komputerowo, co poprzednio jej zarzucano. Teraz stawia na naturalność.

Domowe nuggetsyWe wstępie pisze, że przyglądając się różnym kobietom, zauważyła, że „tylko te, które akceptują siebie i normalnie się odżywiają, mają piękną cerę, lśniące włosy i błysk w oczach. Zauważyłam również, że te, które są na wiecznych dietach i zmieniają je pod wpływem różnych artykułów w gazetach, mody czy sugestii koleżanek, mają słabe włosy, ziemistą cerę, a ich skóra starzeje się dużo szybciej. Sekret tych pierwszych polega na mądrych wyborach – czasem świadomych, a czasem po prostu intuicyjnych – i umiejętnym wykorzystywaniu tego, co daje nam natura”. Trudno się z tym nie zgodzić. A także ze stwierdzeniem, że „życie ma sprawiać nam przyjemność, a jedną z nich jest dobre jedzenie, trzeba je tylko umiejętnie dopasować do potrzeb własnego organizmu”. Czy ta książka wam to ułatwi? Być może. Jeśli któryś przepis się wam spodoba, poczujecie apetyt na jakieś danie – przygotujcie je sobie i pałaszujcie z radością. A później napijcie się dobrej źródlanej wody.

Sałatka dla zdrowia i córka autorkiZgromadzone w książce przepisy zostały podzielone na osiem rozdziałów. Najpierw „radość i energia od poranka, czyli moje ulubione śniadania” (tu znajdziecie np. różne omlety, domowe bajgle czy twarożek z rzodkiewką), „piękna co dzień – sałaty dla zdrowia i urody” (nicejska, grecka), „lekki i smaczny ekspres – kilka przepisów na posiłek w pracy” (feta zapiekana z pomidorami i oregano, sałata ze smażonym halloumi) oraz „kilka zdrowych przysmaków na mały głód (m.in. nuggetsy w płatkach owsianych, ratatouille z kiełbasą francuską i mozzarellą oraz szafranowe risotto). Później pojawiają się „zupy – cudowne i lekkie bomby witaminowe” (krem ze szparagów, rosół na świeżym lubczyku, tajska zupa z krewetkami – czysty detoks dla organizmu), „cudowne wieczory pełne smaku, czyli miłość na talerzu” – to rozdział z przepisami wykorzystującymi ryby i owoce morza (znalazły się tu np. ośmiornice w sosie pomidorowym, sola w szyjkach raków, grillowana flądra z rosti ziemniaczanym), „mięsa” (królik w figach i miodzie z tymiankiem, rozmarynem i szałwią, cielęcy gulasz śmietankowy z gruszkami) i „desery, czyli lekkie, słodkie chwile przyjemności” (wiśnie z jogurtem, sernik z gorzką czekoladą, szarlotka). Na pewno wypróbuję sandacza faszerowanego w porach i być może królika w figach. Trochę zawiodły mnie desery, gdyż spodziewałam się od autorki czegoś bardziej niezwykłego.

Jedno z ujęć z lampką wodyPrzy każdej potrawie znajduje się zdjęcie, choć szata graficzna zdecydowanie nie jest mocną stroną tych publikacji… I mam wrażenie, że w tej drugiej pojawia się jeszcze więcej zdjęć autorki, w dodatku dużych, całostronicowych i często podobnych. Ogólnie naliczyłam dwadzieścia trzy zdjęcia pani Marty, z czego cztery z lampką wody źródlanej w kilku ujęciach. Szkoda, że zamiast tych licznych fotografii nie zamieszczono większej liczby receptur. Przepisy są w większości przystępne i raczej niedrogie (może poza rybami, owocami morza i mniej popularnymi rodzajami mięsa), więc ich przygotowanie nie powinno sprawiać problemów nawet niedoświadczonym kucharzom. Osoby lubujące się w wyszukanych połączeniach smakowych i niezwykłych doznaniach estetycznych mogą nie być w pełni usatysfakcjonowane.

Sandacz faszerowany w porachPo przepisach pojawia się jeszcze rozdział „cudowne działanie naturalnych produktów używanych w kuchni”, w którym Marta Grycan próbuje przybliżyć czytelnikom właściwości produktów, które goszczą w jej kuchni codziennie, a dzięki którym autorka zachowuje doskonałą formę i zdrowie. Pisze tu głównie o ziołach i przyprawach, ale też o awokado, oleju arganowym czy miodzie. Radzi jak je stosować i wyjaśnia na co korzystnie wpływają. Znajdziecie tu również sześć „przepisów” na gładką skórę, piękne włosy i relaksacyjną kąpiel. Nie do końca pasują mi do całości te kosmetyczne porady, ale przynajmniej wykorzystują wyłącznie opisane wcześniej produkty spożywcze... Na koniec sześć liniowanych stron na notatki.

Wykwintny królikKażdy rozdział książki poprzedzony jest krótkim wstępem autorki. W jednym z nich czytamy: „Moje życie jest słodkie, ale tylko dzięki mojej pracy nad sobą, nad zachowaniem równowagi wewnętrznej i dostrzeganiem piękna otaczającego mnie świata. Uważam, że wszystko zaczyna się w naszej głowie, mniejsze i większe sukcesy czy porażki zawodowe lub osobiste zawsze mają odzwierciedlenie w stanie naszego umysłu. Kiedy naprawdę zaakceptujecie siebie, Wasz organizm sam odzyska równowagę”. A więc najpierw popracujmy nad podejściem do życia (pozytywnym), a później dodajmy do tego zdrowe, pyszne dania, na które mamy ochotę. Choć proces odwrotny również powinien przynieść dobry skutek, ponieważ pyszne jedzenie dobrze nastraja nie tylko nasze zmysły, ciało, ale także umysł.

W kuchni Marty Grycan królują świeże zioła, cytryna i czosnek. Niezbędna jest także prawdziwa woda źródlana. Listy składników przy poszczególnych potrawach są raczej krótkie – w prostocie tkwi przecież siła (choć wśród przepisów nie brakuje kilku bardziej odważnych i skomplikowanych propozycji). Książka może być przydatna, zwłaszcza dla osób początkujących w kuchni.

Jeśli przypadła wam do gustu „Kuchnia Haute Couture”, to „Moja Dolce Vita” (dlaczego wszystkie słowa w obu tytułach pisane są dużą literą?) również powinna się wam spodobać. Wrażenia po ich lekturze mam bardzo podobne. Ale jeśli chcecie lub musicie wybrać tylko jedną z nich, zdecydowanie polecam pierwszą publikację – obszerniejszą i jednak nieco ciekawszą zarówno pod względem przepisów, jak i przemyśleń autorki.


Marta Grycan, „Moja Dolce Vita”, G+J 2013, 207 s., cena 39,90 zł.