wtorek, 15 października 2013

To, co w życiu ważne

Meredith Mileti, „Szczęście na widelcu. Powieść w pięciu daniach”
Mira Rinaldi miała wszystko. Dobrze prosperującą włoską trattorię działającą w Nowym Jorku. Przystojnego, świetnie gotującego męża, z którym prowadziła interes. Śliczną córeczkę, która dopiero co przyszła na świat. I grono przyjaciół, na których mogła liczyć. Oprócz tego miała mnóstwo obowiązków – zajmowanie się rodziną i prowadzenie restauracji to nie bułka z masłem! Ale była szczęśliwa. Nie wyobrażała sobie, że może być inaczej. Niespodziewanie, w jednej chwili, jej życie zmieniło się na zawsze. Zamiast nadal z uśmiechem na twarzy wyrabiać idealne ciasto na makaron, Mira trzyma w garści włosy wyrwane kochance swojego męża – kierowniczce sali w ich restauracji. Sądowy nakaz uczestnictwa w terapii panowania nad gniewem i zakaz zbliżania się do Nicoli, nadal pracującej w Grappie, niczego nie ułatwia... I co teraz począć?

„Szczęście na widelcu” Meredith Mileti rozpoczyna się nieco melodramatycznie, ale – mimo iż fabuła jest w dużej mierze przewidywalna – czyta się tę powieść z przyjemnością, lekko. Autorka dobrze sobie radzi z mocno już wyeksploatowanym literackim poletkiem kulinarno-romantyczno-obyczajowym. To niezobowiązująca lektura idealna zarówno na leniwy urlop, jak i na długie jesienne wieczory. Ale bynajmniej nie przesłodzona! Wręcz przeciwnie, jest... ludzka, autentyczna. Mira musi się odnaleźć w nowej sytuacji, poradzić sobie z licznymi komplikacjami, dokonać wyborów. Targają nią sprzeczne uczucia. Z jednej strony nienawidzi Jake’a za zdradę, z drugiej przez długi czas marzy o tym, by do niej wrócił. Do niej oraz ich malutkiej córeczki, Chloe. Chce pracować w swojej restauracji, w którą włożyła tyle energii, serca, czasu i pieniędzy. To cały jej świat, jej szczęście! Czy w ogóle można robić coś innego i gdzieś indziej?

Dylematy mnożą się w głowie Miry, a po kolejnym napadzie złości pojawiają się następne trudne wybory. Ostatecznie bohaterka wyjeżdża do Pittsburgha i zatrzymuje się w domu ojca. Poznaje nowych ludzi, znajduje pracę w redakcji lokalnej gazety. I choć początkowo boi się zrobić cokolwiek, co oznaczałoby, że zostanie tu na dłużej, to w końcu zaczyna zapuszczać korzenie w rodzinnym mieście. Ale nie myślcie, że wszystko układa się tak łatwo. Autorka szykuje po drodze kilka niespodzianek i zwrotów akcji. Zakończenia można się spodziewać, choć nie wszystkie aspekty są do przewidzenia. Mnie zaskoczył na przykład pierwiastek męski. Po rozstaniu z mężem Mira spotyka różnych ciekawych mężczyzn, potencjalnych partnerów. Ale czy z którymkolwiek z nich postanowi się związać? Czy zostanie w redakcji gazety jako redaktorka działu kulinarnego, czy też wróci do tętniącego życiem Nowego Jorku i do ukochanej Grappy? A może los szykuje dla niej jeszcze inny scenariusz?

Opowieść jest dość prosta, ciepła i optymistyczna. Oprócz Miry pojawia się w niej paleta barwnych osobowości drugoplanowych. Ruth, samotnie wychowująca adoptowanego Carlosa, którą nowa przyjaciółka ratuje nie tylko od śmierci głodowej. Wieloletni przyjaciel Miry, Richard, sympatyczny starszy gej ze skłonnościami do nadużywania alkoholu. Enid Maxwell z redakcji pittsburskiej gazety, z pozoru oschła i nieufna, a w środku skrywająca prawdziwego smakosza. Albo Fiona, nowa ukochana ojca Miry, początkowo sprawiająca wrażenie osoby zbyt... prostolinijnej i niefrasobliwej, zupełnie niepasującej do swego partnera. Mira ma czas i serce dla wszystkich. Nie mówiąc o jedzeniu. Stara się zapomnieć o przeszłości i zaaklimatyzować w Pittsburghu, jednak ani Nowy Jork, ani Jake nie pozwalają tak łatwo o sobie zapomnieć. Poza tym Mira kocha gotować, bez tego czuje się jak ryba wyrzucona na piaszczysty brzeg. Jest profesjonalistką. Na dłuższą metę nie wystarczy jej pichcenie domowych obiadków. Czy zdoła znaleźć dla siebie miejsce w małym miasteczku? Czy da niewiernemu mężowi drugą szansę? Zakończenie nie jest oczywiste. Pokazuje nową drogę, ale nie wiadomo jak wszystko dalej się potoczy. Czy Mira będzie usatysfakcjonowana zawodowo? I jak poukładają się jej sprawy sercowe? To pytania otwarte.

U Mileti bardzo ważne miejsce zajmują kulinaria – nie tylko ze względu na pracę w restauracji oraz pasję Miry do gotowania. Powieść została podzielona na pięć części, nazwanych włoskimi słowami określającymi kolejne posiłki: antipasti, primi, secondi, contorni oraz dolci. Zaczyna się od przekąski, a kończy na deserze. Każdy rozdział książki to w pewnym sensie także nowy rozdział w życiu Miry, nowy etap, decyzje do podjęcia. W treści znajdziecie wiele smakowitych opisów gotowania oraz jedzenia. I choć nie są one najważniejsze, bo zdecydowanie więcej uwagi przykłada autorka do obserwacji natury psychologicznej, ukazania rozterek bohaterki oraz jej relacji z innymi osobami, to łowcy kulinarnych wątków i miłośnicy kuchni włoskiej powinni być usatysfakcjonowani.

Przykładowe strony z przepisamiNa samym końcu Meredith Mileti zamieściła dodatkowo pięć przepisów na potrawy pojawiające się na kartach powieści. Najpierw kilka sezonowych włoskich przystawek – jesienna to „Pół dojrzałej figi, kawałek ostrego sera (…) i gałązka pieprznej rzeżuchy. Całość owinięta w cienki plaster wędzonej piersi kaczki”. Później coś konkretniejszego, czyli biała pizza z serem taleggio, włoską szynką i rukolą, potrawka Jake’a, z warzyw, fasoli, polędwiczek wieprzowych i kiełbasy z dzika oraz mieszanka sałat z podstawowym winegretem. A na deser ciasteczka Miry z wiórkami kakaowymi. Pięć propozycji na rozbudzenie apetytu. Albo na apetyt rozbudzony powieścią.

W „Szczęściu na widelcu” nie znajdziecie romantycznej historii wielkiej miłości, komicznych scen rodem z „Dziennika Bridget Jones” ani spektakularnej przemiany głównej bohaterki. Fabuła, mimo kilku zwrotów akcji, snuje się raczej spokojnie, ale wywołuje w czytelniku mieszane uczucia. To dobrze. Główna bohaterka nie wzbudziła mojej szczególnej sympatii (bardziej polubiłam postaci drugoplanowe, szczególnie Ruth), ale mimo to jej losy śledziłam z zainteresowaniem do samego końca. Język Mileti jest dość naturalny, a styl lekki, mimo lepszych i gorszych fragmentów. Nie jest to powieść na długo zapadająca w pamięć, ale podnosi na duchu, napawa optymizmem i pokazuje, że można w końcu uporać się z przeszłością, nawet jeśli początkowo nie wydaje się to wcale łatwe. Nigdy nie wiadomo, co czeka na nas za rogiem. A to, co pozornie złe, często okazuje się punktem wyjścia do pozytywnych zmian.

Papier jest kremowy, oprawa miękka, „gumowana”, z sugestywną ilustracją na przedniej okładce. Niezobowiązująca, przyjemna obyczajówka dla kobiet, z kulinarnym smaczkiem we włoskim stylu. Do skonsumowania przy pięciu posiłkach.


Meredith Mileti, „Szczęście na widelcu. Powieść w pięciu daniach” (oryg. Aftertaste. A Novel in Five Courses), Nasza Księgarnia 2013, 494 s., cena 39,90 zł.

Książka na stronie wydawcy: www.nk.com.pl/szczescie-na-widelcu-powiesc-w-pieciu-daniach/1835/ksiazka.html