sobota, 11 sierpnia 2012

Chłopiec i krowa w podróży

„Dziennik Hadriena i Rumianki” Hadrien Rabouin
Cóż to za dziwny pomysł, żeby nastoletni chłopiec wyruszał w podróż z jałówką? Takie pytanie słyszał zapewne wielokrotnie Hadrien Rabouin, który odbył czteromiesięczną pieszą wędrówkę przez Francję ze swoją krową, Rumianką. Hadrien i Rumi żywili się tym, co sami zebrali na polach lub czym poczęstowali ich dobrzy ludzie. Historia podróży tej niezwykłej pary snuje się powoli, leniwie, od gospodarstwa do gospodarstwa, od wsi do wsi. Omijają asfaltowe drogi, by cieszyć się obcowaniem z naturą, która ich prowadzi, karmi i ubogaca.

„Dziennik Hadriena i Rumianki” to specyficzna książka. Opowieść drogi tak spokojna i w pewnym sensie przewidywalna, że niektórzy mogą się zniechęcić już na samym początku. Oto nastoletni Hadrien spełnia swoje marzenie i wyrusza w pieszą podróż po Francji. Jego wędrówka rozpoczyna się dokładnie 1 sierpnia 2008 r. Jako syn rolników prowadzących gospodarstwo ekologiczne żywo interesuje się przyrodą. Wyrusza w podróż, by poznać prawdziwy świat i prawdziwe życie. Chce udowodnić, że można żywić się wyłącznie darami natury i funkcjonować dzięki pracy własnych rąk, zamiast siedzieć z nosem w książkach i jedynie teoretyzować, wyręczając się innymi ludźmi i korzystając z ich ciężkiej pracy. Piękne, godne pochwały podejście u tak młodego człowieka.

Przed wyruszeniem w podróż Hadrien studiował książki o jadalnych roślinach, które następnie odnajdywał w naturze i zjadał, by poznać ich smak i właściwości lecznicze. Ze stada krów należącego do rodziców wybrał jałówkę białej maści i zaczął ją szkolić. Krowa okazała się najodpowiedniejszym zwierzęciem, niewymagającym wielu zabiegów pielęgnacyjnych ani specjalnego pożywienia. Hadrien otrzymał także dofinansowanie z fundacji Zellidja, dzięki któremu mógł zaopatrzyć się w niezbędny sprzęt. W czasie podróży dokupił tylko naboje do kuchenki gazowej, klej, świece, dwa chleby i mapę oraz nadał pocztę. Nic więcej. Ponieważ wyprawa została nagłośniona w mediach, większość osób rozpoznawała chłopca i odnosiła się do jego pomysłu życzliwie, oferowała pożywienie i nocleg. To niezwykle budujące, że nadal można liczyć na bezinteresowną pomoc zupełnie obcych ludzi. Ale czy byłoby tak samo, gdyby za Hadrienem od czasu do czasu nie kroczyli dziennikarze? Zdaje się, że towarzystwo mediów raczej go drażniło niż cieszyło – dlaczego więc nie wyruszył „po cichu”? Chłopak wędrujący z gitarą na plecach i objuczoną krową na postronku stał się swego rodzaju gwiazdą. Ludzie się z nim fotografowali, zapraszano go na spotkania do merostwa. Może to trochę dziwne, ale wolę żeby gwiazdą był chłopiec odbywający survivalową wędrówkę z jałówką niż pierwszy lepszy „skandalista” lub niemająca nic ciekawego do powiedzenia aktorka z podrzędnych seriali.

Rabouin opisuje w dzienniku wiejskie krajobrazy Francji oraz sylwetki napotkanych ludzi. Spotyka się z rzemieślnikami, którzy uczą go zawodu. Poznaje m.in. tajniki kowalstwa, garncarstwa i kamieniarstwa. Dba o racice Rumianki i sam reperuje sprzęt. Zbiera rosnące na polach grzyby i owoce, z których przygotowuje posiłki. W tych momentach książki wyobrażałam sobie chłopaka siedzącego pod drzewem w nieprzemakalnym ponczo, gotującego jabłka na obiad. A obok Rumianka skubie trawę i liście mleczu. Hadrien otrzymywał prowiant na drogę od mijanych w podróży ludzi, czasem był przez nich zapraszany na posiłek oraz nocleg w domu, oborze, a nawet samochodzie. Niektórzy byli skłonni oddać młodemu wędrowcowi niemal całe zapasy żywności, próbowali wręczyć pieniądze, ale zdarzali się i tacy, co poskąpili nawet odrobiny wody i kawałka trawy pod gołym niebem. Rozpiętość przedstawionych tu ludzkich zachowań jest naprawdę imponująca. W książce znalazło się także kilka zdjęć z wyprawy oraz trzy strony „przewodnika” po jadalnych roślinach z praktycznymi poradami (np. „młode liście babki zwyczajnej są pyszne na surowo w sałacie, starsze natomiast jada się ugotowane jak jarzyny”). Zostały tu także zamieszczone dwa proste przepisy – na zupę z owoców dzikiej róży oraz tartę z pokrzywą i innymi dziko występującymi roślinami.

Książkę czytało się dość przyjemnie, choć w pewnym momencie trochę znużyła mnie powtarzalność zdarzeń i monotonia opisów. Hadrien idzie, spotyka ludzi, rozmawia z dziennikarzami, je, zostawia Rumiankę na polu, szuka noclegu, pisze dziennik, wstaje, zjada śniadanie, zabiera Rumiankę, wyrusza, spotyka ludzi, krówka skubie trawę... Mam wrażenie, że autor dziennika niepotrzebnie chciał odnotować w nim wszystko, każdego otrzymanego pomidora, każde źdźbło słomy, na którym spał, każdego człowieka, który na niego spojrzał, pomógł mu lub pomocy odmówił. Jakby musiał się z tego później rozliczyć. Opowieść byłaby dużo ciekawsza, gdyby zamiast tych nieco statystycznych, suchych notatek więcej miejsca zajmowały przemyślenia z podróży czy obszerniejsze relacje ze spotkań z interesującymi ludźmi (np. ze wspomnianymi już rzemieślnikami). Czytelnik naprawdę nie musi wiedzieć kiedy dokładnie i jak długo za Hadrienem szli dziennikarze albo ile grzybów znalazło się danego dnia w rondelku.

Mam więc mieszane uczucia... Z jednej strony zachwycający i budujący pomysł młodego człowieka, sympatyczna krówka i prawdziwa szkoła przetrwania. Wyprawa podczas której liczysz wyłącznie na siebie i ludzką życzliwość (pomijam wpływ medialnego szumu). Dzielne zmagania z niesprzyjającą pogodą oraz rozmaitymi przeszkodami napotykanymi w drodze. Z drugiej strony zbytnia drobiazgowość i skupianie się na rzeczach nieinteresujących dla czytelnika. Za dużo jednostajnych opisów, a za mało Hadriena, jego przemyśleń i zbieranych doświadczeń. Za dużo przypadkowych, bezbarwnych ludzi, a za mało miejsca dla szczególnie interesujących postaci. Przesadne skupienie na odległościach między wsiami, a zbyt skąpe opisy pięknej prowincjonalnej Francji. Nie żałuję lektury. Poznanie Hadriena i Rumi było ciekawym literackim doznaniem, kojącym i motywującym. Lecz jeśli wyruszą w kolejną podróż, która będzie opisywana w podobnym dzienniku, chyba pozostanę przy relacjach radiowych, jeśli do Polski takowe dotrą. Niemniej przepis na tartę z pokrzywą na pewno kiedyś wypróbuję!

Ocena: 4/10

Hadrien Rabouin, współpraca Yves Boiteau, „Dziennik Hadriena i Rumianki. 1300 kilometrów przez Francję” (oryg. Le journal d'Hadrien et Camomille. 1300 km à travers la France), Czarne 2010, seria Dolce Vita, 190 s., cena 30,50 zł.

Książka na stronie wydawcy: czarne.com.pl/?a=1347

Przepisy z wykorzystaniem dziko rosnących kwiatów i chwastów dostępne na stronie Na kuchennym progu: