poniedziałek, 24 grudnia 2012

Pamuła czy zupa migdałowa

„Dania na wieczerzę wigilijną”
Niedawno w pudełkach ze starymi książkami znalazłam coś w sam raz na dzisiejszy dzień – „Dania na wieczerzę wigilijną”. Publikacji z przepisami na wigilijne i świąteczne potrawy jest obecnie w księgarniach dość dużo, ale żadna z nich nie wzbudziła mojego zainteresowania na tyle, by o niej czym prędzej napisać. Ta książeczka jest inna. Ma zaledwie szesnaście stron i dwadzieścia siedem przepisów, ale odnajduję w niej wspaniałego ducha przeszłości. Tradycyjne dania, zielony druk i stary papier, który nosi ślady rozcinania nienaostrzonym nożem. Dzięki tym szesnastu stronom ktoś przygotował kiedyś wspaniałą wigilijną kolację...

Kiedy na niebie pojawi się pierwsza gwiazda, w wielu domach rozpoczyna się wigilijna wieczerza. Bez względu na to, czy w waszych domach jest ona praktykowana czy nie, pewne potrawy ze świątecznego grudniowego repertuaru na pewno znacie. Jedni lubią tradycyjne wersje, inni wolą eksperymentować. Ale żeby móc wprowadzać zmiany, najpierw należy zapoznać się z podstawami. Do tego najlepiej nadają się dawne publikacje, pozbawione marketingowych fajerwerków i wymuszonych udziwnień. Kiedy znalazłam tę książeczkę, czy raczej cztery złożone na pół kartki, pozbawione choćby jednej zszywki, poczułam dziwną tęsknotę za przeszłością. Za klasycznymi, nieskomplikowanymi przepisami. I za książkami kucharskimi bez pięknych zdjęć, agresywnych kolorów i uśmiechniętych, wymuskanych do granic możliwości twarzy. Przypomniał mi się chleb ze smalcem i ogórkiem kiszonym, makaron z dżemem, kogel-mogel, ryż z podsmażoną cebulką... Proste dania z dzieciństwa, które wtedy tak bardzo smakowały.

Wnętrze książki, przykładowe przepisy
Czym się tak zachwycam? To przecież tylko stara broszura z przepisami wydrukowanymi zieloną czcionką. Nakład 10000 egzemplarzy, cena 250 zł (dziś dostępna w antykwariatach lub na aukcjach internetowych za kilka złotych). Ale coś mnie do niej przyciąga... Przeglądam przepisy. Zupa rybna, barszcz czerwony z uszkami, zupa z grzybów suszonych. I moja ulubiona – z suszonych owoców, nazywana u nas pamułą. Zawsze najpierw wyjadam z niej wszystkie śliwki. Później zupa migdałowa, której nigdy nie jadłam i może czas najwyższy spróbować... Po zupach pierogi z kapustą, kapusta z grochem, kapusta z grzybami, paszteciki oraz panierowane smażone grzyby suszone (moczone w mleku). Paluszki z makiem, czy też makowe kluski, kutia, pulpety z ryby, śledzie w majonezie, oliwie, śmietanie, marynowane. Na koniec deser makowy i kompoty z suszonych owoców.

Niby nic wielkiego, nic oryginalnego. Kto by dziś z tej książeczki gotował, kiedy jest tyle pięknych publikacji i takie bogactwo przepisów w internecie. A ja ugotuję. W tym roku barszcz czerwony z uszkami według starej receptury. I zupa migdałowa po raz pierwszy. Ciekawe czy smakowała gospodyni, która rozcinała kartki tej książeczki nienaostrzonym nożem (mocno się postrzępiły). Ciekawe czy podczas gotowania trzymała się ściśle przepisu, czy też dodała coś od siebie? Kto jeszcze czytał te zielone słowa przede mną? Jaką miał w domu zastawę? Ilu członków rodziny? Jaką drogę przebył ten egzemplarz „Dań na wieczerzę wigilijną” zanim trafił w moje ręce? Kto z was ma taki sam na półce?

Stare książki kucharskie to nie tylko receptury. To losy ludzi, ich radości i smutki, sukcesy i porażki, dni świąteczne i powszednie. Nie wyrzucajcie starych książek. Tych kulinarnych także, nawet jeśli nie macie już ochoty wykorzystywać ich w praktyce. To filary naszej kultury i tradycji. Piękne pomniki dawnych czasów, z których wyrośliśmy. Zrobiło się bardzo sentymentalnie... Czas więc już najwyższy na miseczkę gorącej zupy. Pamuła czy migdałowa – na którą zupę macie dziś ochotę?

Dania na wieczerzę wigilijną”, Biuro Obsługi Ruchu Turystycznego PTTK w Zielonej Górze, 16 s.