piątek, 22 lutego 2013

Pochwała prostoty

Dominique Loreau, „Sztuka umiaru”Zalety prostego życia wychwalali najwięksi pisarze oraz myśliciele, m.in. Mikołaj Gogol, William Golding czy Albert Einstein. Ten ostatni powiedział: „Jestem przekonany, że życie proste i skromne dobrze służy każdemu, zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym”. Jeśli chcielibyście uwolnić się od nadmiaru rzeczy i zajęć, od pośpiechu i wszechobecnego konsumpcjonizmu, polecam lekturę książki Dominique Loreau „Sztuka umiaru”. Znajdziecie w niej nie tylko porady mówiące o tym, jak polepszyć swoje samopoczucie i życie dzięki sile prostoty, lecz także – a może przede wszystkim, informacje na temat zmniejszania rozbuchanego współcześnie do granic możliwości apetytu na jedzenie.

Na talerzu powinniśmy mieć porcję jedzenia wielkości zaciśniętej pięści. Przypomnijcie sobie, kiedy ostatnio jedliście tak skromny posiłek? Wydaje się niemożliwe, że dwa ziemniaki i kilka różyczek kalafiora mogą zaspokoić głód współczesnego człowieka. „Jak mam się tym najeść?”, „Przecież zaraz będę głodny!” – to standardowa reakcja. Nasze żołądki coraz bardziej się rozciągają, by przyjąć kolejne „smakołyki”, puste kalorie, niezdrowe utwardzone tłuszcze roślinne, chemiczne dodatki do żywności, po których i tak będziemy szybko głodni. Gonimy własny ogon… a może żołądek?

We wstępie do książki autorka pisze: „Dzisiejsze społeczeństwa oferują nadmiar dóbr, które mają przyczynić się do naszego szczęścia: wszelkiego rodzaju rozrywki, różne sposoby spędzania wolnego czasu, sklepy obfitujące w wymarzone towary... Jednocześnie statystyki wykazują niezmiennie stały wzrost liczby osób dotkniętych depresją, nadmiernym stresem, otyłością”. Taki stan rzeczy wynika z rosnącego wciąż konsumpcyjnego szaleństwa. Chcemy coraz więcej mieć, więc także coraz więcej jeść, próbować, kupować, łączyć, zestawiać. I może nie ma nic złego w kulinarnych eksperymentach, ale wszystko powinien cechować umiar. „Przed nastaniem społeczeństwa konsumpcyjnego każdy żywił się warzywami z własnego ogrodu, domowym drobiem, produktami pochodzącymi z polowania lub połowu. Człowiek uważał się za szczęśliwego, kiedy miał dach nad głową, ogień w kominku i jeden dzień odpoczynku w tygodniu. Ale dzisiaj społeczeństwo uczyniło z nas ludzi chorych, przeistaczając nas w maszyny do spożywania, żołądki do zapełniania. Witaminy, produkty dietetyczne, środki nasenne, kuracje odchudzające i inne konsekwencje nieprzestrzegania zasad higieny życia stanowią nierozdzielną część tej nienasyconej maszyny, jaką stał się człowiek”. Nienasycona maszyna – nie brzmi to zbyt przyjemnie. Loreau pyta, gdzie podział się nasz zdrowy rozsądek, że akceptujemy styl życia, który nas unieszczęśliwia?

Przykładowe strony z cytatami
Po przeczytaniu tej książki byłam pod ogromnym wrażeniem. Przyjrzałam się swoim posiłkom i stwierdziłam, że choć odżywiam się zdrowo, regularnie i gotuję sama, to jednak porcje lądujące na moim talerzu bywają… dość duże. Jeśli do miski wlewamy cztery chochelki zupy, to prawdopodobnie zjemy wszystko do końca. Jeśli wlewamy sześć chochelek, być może z trudem, ale zupa zniknie do ostatniej kropli. Czujemy się niezręcznie, zostawiając na talerzu jednego ziemniaka – co z nim później zrobić? Szkoda, zmarnuje się. Dzieciom od najwcześniejszych lat wmusza się jedzenie – „jak nie zjesz do końca, nie będziesz oglądać telewizji!”. Na rodzinnym spotkaniu gospodarze zastawiają stół sałatkami, ciastami, bigosami, rybami w galarecie – wszystkim, co mają w domowej spiżarni. Jeśli odmówisz kolejnego kawałka tortu albo dokładki obiadu, ciocia bądź babcia spojrzy na ciebie krzywo. Przymus jedzenia, często w za dużych ilościach, jest wszechobecny.

Zrobiłam eksperyment i zaczęłam nakładać sobie mniejsze porcje. Jeśli po ich zjedzeniu nadal czułam głód, brałam małą dokładkę, ale zazwyczaj wystarczało to, co już zjadłam. Może niektórym z was wyda się to zabawne, ale moje zaskoczenie było naprawdę ogromne. Mogę jeść mniej i w zupełności mi to wystarcza! To jak nowy wymiar wolności. Jesteśmy przekonani, że się „nie najemy” siedmioma pierogami, nakładamy więc dwa razy tyle. Tymczasem siedem pierożków w zupełności wystarczy, o ile drugie tyle nie będzie nas kusić na talerzu. Wsłuchajmy się w nasz organizm, nasze potrzeby. Oprzyjmy się pokusie „kopiastych porcji”. Niektórzy zapytają, dlaczego mieliby sobie odmawiać jedzenia? Jeśli mamy możliwości, pieniądze, czas, ochotę i miejsce w żołądku – po co się ograniczać, odmawiać sobie przyjemności kupowania żywności, a później jej konsumowania? Cytowany w książce Seneka powiedziałby, że „Kiedy przekraczamy pewną miarę, największa przyjemność staje się największą nieprzyjemnością!”.

Zmiana nawyków żywieniowych, w tym także zmniejszenie porcji, niesie same korzyści! Lepsze zdrowie i samopoczucie, stabilna waga i szczupła sylwetka, więcej wolnego czasu (spędzamy go mniej nad talerzem), oszczędność pieniędzy (kupujemy mniej, nie gromadzimy jedzenia na zapas) oraz ochrona środowiska (mniej zużytych opakowań i śmieci, mniej zużywanej do gotowania czy podgrzewania energii, mniej wody do zmywania naczyń). Oszczędzamy także miejsce w naszym domu czy piwnicy, ale przede wszystkim oczyszczamy ciało i umysł z powracającego co chwilę apetytu na przekąski, słodycze – cokolwiek, co można, kolokwialnie mówiąc, „wrzucić na ruszt”. Zastanówcie się ile czasu spędzacie codziennie na myśleniu o posiłkach, ich przygotowywaniu, jedzeniu oraz sprzątaniu po nich. Czy to aby nie za dużo?

Loreau jest Francuzką od ponad dwudziestu pięciu lat mieszkającą w Japonii. Właśnie od Japończyków przejęła zasadę odnoszącą się do wszystkich sfer życia – „mniej znaczy więcej”. W „Sztuce umiaru” autorka proponuje przejście na prosty, zdrowy i smaczny sposób żywienia. Nie namawia tylko do umiaru, pisze jak ważne jest wsłuchiwanie się we własne potrzeby cielesne i duchowe, radzi jak zmienić swoje wieloletnie nawyki żywieniowe, by czerpać z jedzenia prawdziwą radość i potrzebną nam energię. Pisze o wybieraniu świeżych, sezonowych, lokalnych składników, ale nie odrzuca także rozsądnego używania półproduktów, pod warunkiem, że są najwyższej jakości. Wspomina o tym, jak ważna jest harmonia podczas przygotowywania posiłków oraz ich spożywania, jak istotne jest wspólne jedzenie w miłej atmosferze, bez narzucania nikomu dokładek czy wielkości porcji, jak bezsensowne jest robienie spożywczych zapasów albo mrożenie żywności, kiedy na każdym kroku mamy dziś dobrze zaopatrzone sklepy ze świeżymi produktami. Rozważnie planujmy posiłki oraz zakupy. Jedzmy powoli, regularnie, w sposób urozmaicony, ale też nie popadajmy w przesadę. Jedzenie to jedzenie – nie misterium.

Ton książki jest dość kategoryczny, co niektórych może nieco zrazić. Nie ze wszystkimi wskazówkami autorki się zgadzam, ale lektura jest naprawdę wartościowa. Ze zmniejszaniem porcji jedzenia już się zgodziłam, ale jeden ziemniak na obiad wydaje mi się przesadą. Autorka pisze też o miseczkach z laki jako idealnych naczyniach do serwowania potraw. Być może tak jest i lepiej mieć jedną porządną miseczkę niż dwadzieścia różnych, które i tak stoją na półce, zbierając kurz. Ale na początku drogi taka miseczka nie jest przecież niezbędna… Jeśli jakiś fragment was nie interesuje, pomińcie go i czytajcie dalej. Na pewno znajdziecie w „Sztuce umiaru” coś dla siebie, co zaczniecie wdrażać w codziennym życiu, zmieniać w sposobie odżywiania. Bo czyż może nie przemówić do naszej wyobraźni taki cytat: „(…) liczba kalorii w rożku z frytkami wynosiła 200 kalorii w 1960 roku, do 320 pod koniec lat 70., do 450 kalorii w połowie lat 90., i do 550 kalorii pod koniec lat 90., osiągając w roku 2005 wartość 610 kalorii”? Czy rzeczywiście kiedyś ludzie pracujący ciężko na polach potrzebowali mniej kalorii niż my dziś, siedząc wygodnie za biurkami?

Książka została podzielona na kilka części – „Jak mniej jeść”, „Zmniejszanie porcji”, „Kuchnia, troska o ciało i duszę” oraz „Rozkosz dla podniebienia i pokarm dla duszy”. Niemal każdy rozdział został poprzedzony jakimś cytatem lub przysłowiem odnoszącym się do jedzenia, prostoty, umiaru. Cytaty są świetnie dobrane do treści i zachęcają do sięgnięcia do ich źródła. Jeden cytat, autorstwa Seneki, przytoczyłam już wcześniej, ale szczególnie utkwiły mi w pamięci jeszcze dwa przysłowia – katalońskie: „Jeśli twoje ciało się tego nie domaga, nie powinieneś spożyć nawet ziarenka ryżu” oraz japońskie: „Odchodzić od stołu z żołądkiem wypełnionym w ośmiu dziesiątych”. Brzmi rozsądnie, prawda? Znajdziecie tu także listę zakupów, z podstawowymi produktami spożywczymi oraz listę sprzętów kuchennych, które wystarczą do gotowania i opis kilku  podstawowych technik. Według autorki nic więcej nie potrzeba, by cieszyć się smacznym, zdrowym, urozmaiconym jedzeniem, które jednocześnie nie będzie pochłaniać zbyt dużo naszego czasu i energii.

Przykładowe strony z przepisami
Na samym końcu autorka zamieściła trzydzieści trzy strony z „przepisami”. Jej dania to raczej propozycje prostych połączeń niż przepisy, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni. Niektóre mieszczą się w jednym czy dwóch zdaniach, na przykład: „Umyj paprykę, oczyść z pestek i pokrój w grube paski, a następnie podsmaż z czosnkiem na oleju”. Gotowe – tylko tyle i aż tyle. Potrawy zostały podzielone na kilka kategorii: warzywa w sosie własnym; zupy (m.in. z kukurydzy lub bobu, z kraba lub wyrafinowana zupa z koperkiem); potrawy duszone w brytfannie (zrazy cielęce, wieprzowina w pomidorach); dania smażone na patelni (ryż po kantońsku, omlet z cukinią); sałatki; sosy, dipy, pikle; desery (gruszki w winie, ciasteczka z masła arachidowego, cukru i jajek smażone na patelni); drobne przekąski (puszka sardynek na gorąco z pieczywem, ryż z ikrą łososia); kompletny posiłek w jednej miseczce (spaghetti z sosem orzechowym, pot au feu); pomysły na obento; kanapki. Przepisy są maksymalnie uproszczone, zgodne z ideą przedstawianą w książce. Choć trochę zdziwił mnie pomysł na mus czekoladowy – autorka pisze najpierw, że sekret udanego musu tkwi w świeżych jajkach i szczypcie soli dodanej do białek podczas ubijania. Następnie zamiast składników czy proporcji podaje informację, że przepis na mus można znaleźć na opakowaniu gorzkiej czekolady, należy tylko podzielić proporcje, bo najczęściej podawane są dla sześciu lub ośmiu osób… Za taki przepis na czekoladowy mus, nawet biorąc pod uwagę uwielbienie autorki dla prostoty, serdecznie dziękuję.

Książka jest bardzo cienka, czyta się ją szybko i z zainteresowaniem. Na początku pojawia się odruch buntu, ale później, kiedy zastanowicie się trochę nad jej treścią i przyjrzycie własnym przyzwyczajeniom, być może wyciągniecie wnioski zgodne ze stanowiskiem autorki i wprowadzicie w swoim życiu choćby niektóre zmiany. To co najprostsze, często jest najlepsze. Opisywane przez Dominique Loreau zalety umiaru są oczywiste, wydają się wręcz banalne, ale okazuje się, że dla współczesnego człowieka, nastawionego na ciągłą konsumpcję, ich przestrzeganie może stać się prawdziwym wyzwaniem. Sztuką.


Dominique Loreau, „Sztuka umiaru” (oryg. L'Art de la frugalité et de la volupté), Czarna Owca 2011, 256 s., cena 29,90 zł.