piątek, 6 września 2013

Na sposób paryski

Jean-Michel Cohen, „Paryska dieta. Jak osiągnąć właściwą masę ciała i ją utrzymać”
Siedzisz wygodnie na kanapie, oglądasz teleturniej o chudych jak patyki modelkach, zajadając frytki i popijając słodki napój o jakże naturalnym żarówkowym kolorze. W pewnym momencie ze smutkiem zauważasz, że twoja waga nieco różni się od wagi modelek i postanawiasz schudnąć. Ale jak? Cudowne pigułki, magiczne koktajle, maszyna masująca, plastry chudnące „za nas” podczas snu? A może jednak bardziej tradycyjnie, czyli jakaś super-hiper-mega-ekstra-100%-skuteczna-dieta? Sprawdzasz jaka jest teraz na topie i zaczynasz jeść tylko tłuszcz albo wyłącznie jabłka. Efekt? Pogłębiająca się frustracja. Prawdopodobnie zrzucisz kilka kilogramów, ale powrócą równie szybko, jak zniknęły (znienawidzony efekt jo-jo). A może przybędzie ich jeszcze więcej… I tak w kółko. Co na to doktor Cohen?

Doktor nauk medycznych Jean-Michel Cohen jest obecnie najsłynniejszym francuskim specjalistą do spraw żywienia, autorem bestsellerowych publikacji oraz programów telewizyjnych dotyczących odżywiania i odchudzania. Dzięki wieloletniej praktyce i stworzonemu w 1986 roku pierwszemu wielospecjalistycznemu centrum leczenia otyłości we Francji pomógł już ponad 30 tysiącom osób. Stał się jeszcze bardziej znany przez proces z innym sławnym francuskim lekarzem i dietetykiem, doktorem Dukanem. Cohen ocenił proponowaną przez niego dietę  jako szkodliwą dla zdrowia. Sprawę o zniesławienie wygrał w 2011 roku, a doktor Dukan otrzymał zakaz wykonywania zawodu lekarskiego. Nic dziwnego, że teraz właśnie dieta Cohena, czy raczej – jak sam ją nazywa – „paryska dieta” zdobywa kolejne rzesze zwolenników. Czy to kolejna sezonowa moda, czy rzeczywiście Cohen stworzył dietę niemal idealną? Urzekło mnie to, że nie wychwala swej metody pod niebiosa, obiecując każdemu spełnienie marzeń o szczupłej sylwetce i zrzucenie w pierwszym miesiącu czterdziestu kilogramów. Podchodzi do sprawy bardzo racjonalnie i podkreśla jak ważne jest indywidualne podejście, dopasowanie diety do swoich potrzeb, tak by odchudzanie nie było deprymującą męczarnią, lecz stymulującym procesem, zbliżającym małymi krokami do realnego, satysfakcjonującego celu. Brzmi nieźle.

„Paryska dieta” – w przeciwieństwie do licznych „cudownych diet”, obiecujących błyskawiczne efekty – nie stawia wydumanych wymagań, jak jedzenie wyłącznie jajek i chleba albo picie sześć razy dziennie koktajlu buraczano-melonowego. Cohen jest przeciwny wszelkim ekstremalnym zaleceniom dietetycznym, ponieważ ich stosowanie najczęściej kończy się efektem jo-jo, a nierzadko także problemami zdrowotnymi i głęboką frustracją. Jego dieta będzie idealna dla tych, którzy nie chcą rezygnować z różnorodnego pożywienia (ale nie oszukujmy się – nadal jest to dieta, więc wymaga wyrzeczeń). Została podzielona na trzy fazy. Pierwsza z nich, „Café”, to krótki „rozruch”, nieobowiązkowy i tylko dla osób zdrowych. Stosuję się ją maksymalnie przez dziesięć dni, chudnąc codziennie o pół kilograma. Faza druga, „Bistro”, którą należy wdrożyć na dwa lub trzy tygodnie, pozwala zrzucić od 3,5 do 5 kilogramów. Ostatnia faza, zwana „Gourmet”, jest najprzyjemniejsza pod względem proponowanego jadłospisu i można ją stosować aż do uzyskania założonej wagi. W ostatniej fazie chudnie się od 3,5 do 5 kg przez pierwszy miesiąc oraz od 2,5 do 4 kg miesięcznie przez co najmniej kolejne trzy miesiące. Bez spektakularnych wyników, ale, jak obiecuje Cohen, trwale.

Publikacja została podzielona na cztery główne części (z mniejszymi rozdziałami). W pierwszej, zatytułowanej „Walka z brzuszyskiem”, autor zachęca do przejęcia francuskiego stylu spożywania pokarmów – bez pośpiechu, niewielkie porcje, w regularnych odstępach czasowych, a przede wszystkim z przyjemnością. Ważne jest docenienie posiłku, celebrowanie, uświadomienie sobie konsystencji czy zapachu, a nie tylko „wrzucenie” do ust czegokolwiek, byle szybko. Już sama zmiana podejścia do jedzenia, skoncentrowanie się na nim (żadnego czytania czy oglądania telewizji), może pomóc w obniżeniu wagi. Cohen pisze o kreowanym przez media ideale szczupłej sylwetki i gwiazdach, które swoim nazwiskiem firmują rozmaite specyfiki odchudzające. Trochę miejsca poświęca opisowi zmian w naszych żywieniowych zwyczajach – teraz liczy się szybki, łatwy posiłek, często ulegamy impulsywnym zachciankom, w sklepie sięgamy nie po to, co jest rzeczywiście potrzebne i korzystne, lecz po to, co zostało najlepiej wyeksponowane albo o czym słyszeliśmy w reklamie. Zauważa pewien paradoks – z jednej strony media promują piękno i szczupłość, a z drugiej niezdrowe przekąski, słodycze i fast food. A na deser cudowne tabletki odchudzające. Autor przestrzega przed pułapkami „zdrowej” żywności i radzi jak robić zakupy w supermarkecie, aby nie dać się nabrać np. na „odchudzające” batoniki musli. W pierwszej części znajdziecie też wiele historii pacjentów doktora Cohena, którzy długo borykali się z nadwagą. Na koniec wyjaśnienie najczęstszych przyczyn przyrostu masy ciała oraz niebieska ramka z poradami jak uniknąć efektu jo-jo.

Wykres wskaźnika BMI i kilka wskazówek na początekCzęść druga – „Paryska dieta” – to swego rodzaju wprowadzenie w temat skutecznego odchudzania. Na początku należy ustalić jaką wagę chcemy osiągnąć. Cohen podaje autorski wzór na Właściwą Wagę, ale, niestety, nie udało mi się sprawdzić go na sobie, ponieważ nie pamiętam ile ważyłam w wieku osiemnastu lat oraz jaka była moja największa i najmniejsza waga od tego czasu. Te dane są niezbędne do obliczeń. Znajdziecie tu również tabelę BMI, ważne wskazówki przed rozpoczęciem diety, zasady skutecznego odchudzania, charakterystykę głównych grup produktów i porady dotyczące odpowiedniego ich wybierania. W rozdziale „Kulinaria: podstawy” autor podaje metody dietetycznego przyrządzania potraw, wymienia odpowiedniki i zamienniki różnych produktów i dodaje tabelę zawierającą spis najpopularniejszych przyprawi oraz ziół, które pomogą urozmaicić smak posiłków, a przez to będą przeciwdziałać znudzeniu. W tabeli znajduje się nazwa i postać przyprawy oraz jej zastosowanie (do czego najlepiej pasuje).

Przykładowe przepisy z fazy Cafe
W części trzeciej, zatytułowanej „Trzy fazy”, znajduje się szczegółowe wyjaśnienie specyfiki kolejnych etapów diety – na początku omówienie zasad i możliwości, a później jadłospisy z odpowiednio dostosowanymi recepturami. Faza „Café” jest bardzo restrykcyjna i przeznaczona tylko dla osób zdrowych. Na szczęście trwa krótko. I nie jest obowiązkowa. Cohen zamieścił tu dziesięć przykładowych zestawów z trzydziestoma przepisami, po trzy dania na każdy dzień: śniadanie, obiad, kolacja. Taki podział jest utrzymany w całej książce. Na początku „paryskiej diety” posiłki są mocno ograniczone co do używanych składników i sposobów przygotowania. Porcje również są niewielkie. Oto dwa przykładowe zestawy całodzienne: na śniadanie koktajl jabłkowo-gruszkowy, na obiad twarożek z cukinią, trzy orzechy włoskie i kawałek żółtego sera, natomiast na kolację zupa z porów i małe jabłko; koktajl z kiwi i jogurtu greckiego / jogurt z marchewką i curry / kapuśniak. Jak widać menu jest dość… oszczędne.

W fazie „Bistro” można swobodnie dostosowywać podane w książce przepisy do własnych upodobań – pomoże w tym zamieszczona w poprzedniej części lista zamienników. Autor wyodrębnił trzy rodzaje jadłospisów – wersja klasyczna (motywująca), szybka (z łatwymi do przygotowania daniami, które urozmaicą dietę) oraz wersja dla skrobiożerców (dopuszcza wieczorne spożywanie węglowodanów, aby zapobiec nocnemu podjadaniu). W każdej wersji znajdziecie po dziesięć całodziennych zestawów. W klasycznej na śniadanie zawsze jest jogurt. I tylko jogurt. Przykładowe jadłospisy: surówka z marchwi i selera oraz cielęcina z mozzarellą, owoce / surówka z buraków i jabłek, omlet z rukolą; szparagi z sokiem z cytryny, filet z ryby pieczony po portugalsku z fasolką szparagową, jogurt, jabłko / paluszki marchwiowo-selerowe z sosem winegret, szaszłyki jagnięce z kalafiorem i fetą, ananas. Wersja szybka: łososiowy bajgiel z twarożkiem / jajka na miękko z marchewkami czosnkowo-kolendrowymi / jogurt z liczi. Wersja dla skrobiożerców: tosty z masłem orzechowym, mleko / pieczona wołowina z kabaczkiem, jabłko / kuskus z rodzynkami (kuskus gotowany, a nie zalewany wrzątkiem).

Przykładowe jadłospisy z fazy Bistro„Gourmet” (z ang. smakosz) to ostatnia i podobno najprzyjemniejsza dla podniebienia faza. Proponowane posiłki mają ułatwić długie utrzymanie diety. Cohen również tutaj przewidział kilka wariantów – menu klasyczne, ziemniaczane, makaronowe, kanapkowe i wegetariańskie. Dla każdego coś dobrego. Na początku zamieścił przepisy na sosy i dressingi, jak ziołowy winegret, dressing jogurtowy, sos gribiche, ravigote albo pomidorowy. Dalej pojawiają się całodzienne zestawy, na przykład: tost, jogurt, owoce / sałatka z buraków, nadziewana cielęcina, jabłko / sałatka z grejpfruta i krewetek z twarogiem, sałatka z wołowiną, kromka chleba, jogurt; owoce z puszki, mleko / sałatka z serc palmowych, makaron ze szpinakiem i żółtym serem, winogrona / sałatka jajeczna, tost, sorbet owocowy; naleśnik, jogurt / sałata z marchewką, tosty z serem, mleko, pomarańcza / sałatka warzywna z soczewicą, jogurt, mus jabłkowy.

U Cohena ważne są nie tyle przepisy, co całe jadłospisy z propozycjami dań i odpowiednie dobieranie produktów w ciągu dnia. Niektóre potrawy są tak proste, że trudno nawet mówić o przepisie... Przykładowo „kurczak z brokułami” to usmażony bez tłuszczu lub grillowany kurczak doprawiony tylko gałką muszkatołową i podany z brokułami gotowanymi na parze. Nic więcej. „Kurczak pieczony z warzywami po chińsku” to kurczak polany sosem sojowym i upieczony, podany z mrożoną chińską mieszanką warzyw, oczywiście podgrzaną. Przepisy tego typu pojawiają się bardzo często, dwa lub trzy składniki, szybkie do przygotowania, bez przypraw czy innych dodatków. Jogurt z miodem, tost z serem, chrupkie pieczywo z ricottą, ryba z brokułami. Natomiast do przyrządzenia „gofra” potrzebny jest jeden mrożony gofr (nie lepiej zrobić własny, zdrowszy?), miód i twaróg. Gofra trzeba tylko odgrzać, polać miodem i podać z twarogiem. Z kolei „tarta prowansalska” nie ma w ogóle ciasta, składa się wyłącznie z warzyw ułożonych warstwami i zapiekanych w piekarniku. Nazwałabym to danie zapiekanką, a nie tartą. Zdarzają się potrawy bardziej skomplikowane, ale i te nie są szczególnie wymyślne. Dla osób chcących zrzucić zbędne kilogramy jadłospisy Cohena na pewno będą przydatne, w charakterze drogowskazu, ale jeśli dieta jako taka was nie interesuje i szukacie tylko książki kucharskiej z ciekawymi przepisami na lekkie dania, możecie się rozczarować.

Trudno mi ocenić skuteczność „paryskiej diety”, choć jej ogólne założenia wydają się rozsądne. Moją wątpliwość budzi jednak ogromna ilość nabiału znajdująca się w jadłospisach, oczywiście zawsze w wersji odtłuszczonej. Niemal każdego dnia, a czasem nawet kilka razy, pojawia się jogurt, twaróg albo mleko. Zdania na temat wpływu nabiału na zdrowie są podzielone, ale bez względu na to kto ma rację, zawsze sprawdza się powiedzenie, że co za dużo, to  niezdrowo. Poza tym produkty odtłuszczone są pozbawiane cennych składników (pisze o tym m.in. dr Grimm w książce „Nie jedz tego!”). Dobrej jakości tłuszcz, w odpowiednich dawkach, jest nam potrzebny do prawidłowego funkcjonowania fizycznego i psychicznego. Kolejna rzecz, która mi się nie podoba to podane przy fazie „Café” zalecenie dotyczące przyjmowania w czasie diety preparatów multiwitaminowych i magnezu. Dziwi tym bardziej, że kawałek dalej autor pisze: „Zasada tej fazy jest prosta: spożywać niskokaloryczne dania, bardzo bogate w minerały, witaminy i pierwiastki śladowe”. Po co więc suplementacja, skoro przepisy są tak bogate w dobrze przyswajalne i nieszkodliwe dla organizmu witaminy pochodzenia naturalnego? Nie mam pojęcia. Ale najbardziej zdziwiło mnie zalecenie dotyczące słodzików. Autor proponuje używanie zamiast cukru stewii albo aspartamu. O ile naturalną stewię jak najbardziej popieram, o tyle polecanie aspartamu przez uznanego dietetyka i „pasjonata zdrowego żywienia” jest dla mnie co najmniej niezrozumiałe. Za mrożone gofry i sztuczne dodatki, a szczególnie aspartam, Cohen dostaje minusa. Cała reszta, jeśli pominąć wszechobecny nabiał, wygląda nie najgorzej.

Przepisy są raczej nieskomplikowane i nikt nie powinien mieć problemów z ich odtworzeniem w swojej kuchni. Także potrzebne produkty są w większości niedrogie i dostępne. Bardziej egzotyczne rzeczy, jak mango, orzeszki piniowe, koper włoski, grzyby shiitake, karczochy, kapary, liczi, sos ostrygowy, ocet ryżowy czy komosa ryżowa (quinoa) można znaleźć w dobrze zaopatrzonych marketach i sklepach ze zdrową lub orientalną żywnością. Nieco trudniej kupić wysokiej jakości przegrzebki, mięso kraba albo rdzawca (ryba), chińską kapustę bok-choy, groszek cukrowy, jarmuż, pasternak, trybulę oraz... serca palmowe w puszce, choć i te można już u nas spotkać. Spis produktów znajduje się z lewej strony, a opis przygotowania z prawej. Podany jest czas gotowania oraz liczba porcji – jeśli jest większa niż dla jednej osoby. Większość składników jest dokładnie zważona. To bardzo istotne dla bilansu kalorycznego, a zatem skuteczności diety i utrzymania wagi. Łącznie znajdziecie w książce ponad dwieście pięćdziesiąt propozycji posiłków, najwięcej w fazach „Bistro” i „Gourmet”.

W ostatniej, czwartej części, zatytułowanej „Właściwa waga na całe życie”, autor radzi jakie posiłki wybierać, a czego unikać w różnych restauracjach. Wymienia amerykańską (można zjeść sześć ostryg na przystawkę, a na danie główne dokładnie 115 g mięsa z dokładnie dwiema łyżkami sosu...), chińską, francuską, indyjską, włoską, japońską i meksykańską. Wcale mnie nie zdziwiło, że nie poświęcił ani zdania restauracjom polskim – wybrał kuchnie najbardziej charakterystyczne i popularne. Radzi także co zjeść w lokalach typu fast food. Jeśli naprawdę musicie z nich korzystać, Cohen poleca zamawianie burgerów, a unikanie frytek i słodkich napojów gazowanych. Dalej omawia problem głodu i najpopularniejszych zachcianek, podając odpowiedniki różnych kuszących produktów. Podkreśla znaczenie przypraw (choć sam w przepisach stosuje je raczej oszczędnie) i dodaje plan naprawczy na wypadek gdybyśmy „przypadkiem” zeszli z dietetycznej ścieżki. Na samym końcu książki znajduje się jedenaście stron indeksu zawierającego wybrane hasła oraz stosowane w jadłospisach produkty (z wymienionymi pod nimi przepisami, w których występują). Szczegółowy, przejrzysty spis treści został zamieszczony na początku publikacji. Brak osobnego spisu receptur.

Ciekawie prezentuje się szata graficzna książki. Format lekko wydłużony w pionie (23x28 cm), oprawa półtwarda z uroczo zaokrąglonymi rogami. Okładka, jak i wnętrze publikacji, w stylistyce bardzo oszczędnej. W środku kolor niebieski służy jako wyróżnik i ozdobnik, delikatny, nienachalny. Może ma wręcz koić, uspakajać czytających, którzy prawdopodobnie będą mieli podczas lektury wiele wątpliwości i rozterek. Rozplanowanie tekstu jest bardzo estetyczne, na stronach zostawiono dużo wolnej przestrzeni. Kolejne rozdziały można szybko odnaleźć dzięki niebieskim oznaczeniom na brzegach kartek, a korzystanie z książki dodatkowo ułatwia i uprzyjemnia bardzo praktyczna czerwona tasiemka-zakładka. Za skromną, ale przyjemną i funkcjonalną jakość wydania daję duży plus. Tekst jest czytelny i zrozumiały pod względem merytorycznym. Autor nie szafuje trudnymi medycznymi terminami. Używa prostego języka i nie zagłębia się w szczegóły, maksymalnie kondensując przekazywaną wiedzę. Dla zainteresowanych podaje przypisy do innych publikacji, które rozwijają niektóre poruszane przez niego kwestie.

W krótkim wstępie do publikacji Cohen wspomina własne problemy z otyłością, a dalej pisze „Widzę, że coraz więcej ludzi na całym świecie boryka się z nadwagą, i jako pasjonat zdrowego żywienia i dietetyk, chcę coś z tym zrobić”. Jego doświadczenie z własnymi nadprogramowymi kilogramami i wieloletnia praktyka lekarsko-dietetyczna wzbudzają zaufanie. W dodatku wygrał proces z Dukanem... (W książce jest to zasygnalizowane jedynie na tylnej stronie okładki, sam autor nie traktuje wygranej w sądzie jako „atutu” dla swojej diety.) Stawia na proste dania i odpowiednie bilansowanie posiłków w ciągu dnia. Jego podejście do odchudzania jest rozsądne – przygląda się nie tylko pożywieniu, lecz także różnym czynnikom, fizycznym, psychologicznym i kulturowym, które mają niebagatelny wpływ na nasz stosunek do jedzenia, wagi oraz wyglądu. I trafnie zauważa, że nałogiem może być zarówno jedzenie, jak i odchudzanie. Nie rozumiem jednak dlaczego książka jest skierowana wyłącznie do kobiet? To do nich cały czas zwraca się Cohen, więc panowie mogą czuć się dziwnie podczas lektury...

Tytuł książki, a jednocześnie nazwa diety, miło się kojarzy. Francja, Paryż, sama przyjemność! Wydanie bardzo ładne, przepisy proste i dbające o naszą linię. Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie mrożone gofry, syntetyczne witaminy i aspartam... Duży plus należy się za promowanie nieprzetworzonych, naturalnych produktów (oprócz sztucznych witamin i słodzików) i gotowania w domu zamiast kupowania dań w torebkach czy słoikach (pomijając rzeczone gofry). Za zwrócenie uwagi na psychologiczny aspekt otyłości i chudnięcia. A przede wszystkim za brak obietnic niezawodnego działania w każdym przypadku oraz szybkich, spektakularnych efektów. Nie ma diety cud i ta również taka nie jest. Ma swoje minusy i „ciemne” strony, które mogą budzić wątpliwości. Wymaga wyrzeczeń, pracy nad sobą, wytrwałości, ale w zamian oferuje możliwość powolnej, lecz skutecznej utraty wagi i poprawy samopoczucia. Zresztą czy coś, co jest „paryskie”, może być niedobre?


Jean-Michel Cohen, „Paryska dieta. Jak osiągnąć właściwą masę ciała i ją utrzymać” (oryg. The Parisian Diet), Rebis 2013, 283 s., cena 39,90 zł.

Książka na stronie wydawcy: http://www.rebis.com.pl/rebis/public/books/books.html?co=print&id=K5763