niedziela, 3 listopada 2013

Na kawie z historią

Kordian Tarasiewicz, „Zapach świeżej kawy”Mała czarna to dla wielu osób idealny początek dnia. Nie należę do zacnego grona kawoszy. Napój ten w moim życiu w ogóle nie gości, co najwyżej pod postacią kawowego kremu w torcie. Ale zapach... uwielbiam. I zastanawiam się, czy jest na świecie choćby jeden człowiek, który by nie lubił zapachu prawdziwej, świeżej kawy? Dla tych, którzy piją i nie piją, lubią i nie lubią, dla amatorów barwnych wspomnień niezwykłych ludzi, dziejów dawnej przedsiębiorczości i polskiej historii, dla wszystkich, którzy z przyjemnością zagłębiają się w lektury obłędnie pachnące, powstał „Zapach świeżej kawy” Kordiana Tarasiewicza. I choć kawa zajmuje w książce miejsce niezwykle ważne, to snuta przez niespełna dwieście stron opowieść tak naprawdę nie jest o niej, lecz o ludziach związanych z kawowym biznesem, tworzących niegdyś warszawską firmę „Pluton”. Bardzo aromatyczna, klimatyczna publikacja.

Kordian Tarasiewicz urodził się 19 listopada 1910 roku w Warszawie. Jest synem aktora Michała Tarasiewicza i wnukiem Tadeusza. To właśnie jego dziadek, Tadeusz Tarasiewicz, otworzył w 1882 roku pierwszą w stolicy Polski profesjonalną palarnię kawy – „Pluton”. W swej najnowszej książce (wcześniej wydał m.in. takie pozycje, jak „Kawa po warszawsku. Dzieje firmy Pluton” – 1971 r., „Opowieści tenisowe z myszką” – 1992 r., „Cały wiek w Warszawie – 2005 i 2010 r. oraz „Kawa i herbata na ziemiach polskich. Handel, konsumpcja, obyczaje” – 2009 r.) przedstawia losy rodzinnego interesu od końca XIX do lat pięćdziesiątych XX wieku. Nie znajdziecie tu jednak historii kawy jako takiej, ani też długich, szczegółowych opisów rozmaitych procesów technologicznych. Kordian Tarasiewicz pisze przede wszystkim o pracujących w „Plutonie” ludziach, dyrektorach i księgowych, sprzedawcach i kierowcach, którzy tworzyli wspaniałą, szanującą się i wspierającą „rodzinę”.

Przykładowe strony książki, z bogatym materiałem ilustracyjnym
Książka została podzielona na pięć rozdziałów odpowiadających kolejnym etapom funkcjonowania firmy. W pierwszym rozdziale Tarasiewicz opisuje, jak pod koniec XIX wieku w sklepach kupowano surowe ziarno kawy, które należało później samodzielnie w domu upalić. Jak łatwo się domyślić, smak takiej kawy bywał bardzo różny... W 1880 roku dziadek autora, Tadeusz Tarasiewicz, otworzył w Krakowie sklep wielobranżowy, który jednak szybko okazał się nieopłacalną inwestycją. Kolejną, tym razem udaną, była właśnie pierwsza warszawska palarnia kawy „Pluton”. Autor przedstawia początki funkcjonowania firmy, utworzenie kasy zapomogowo-pożyczkowej dla pracowników i zmieniających się dyrektorów. Po śmierci Jana, syna Tadeusza, firmą musiał zająć się Michał, aktor, który dla dobra rodziny zmarłego brata oraz interesu przerwał swoją artystyczną karierę.

W kolejnych rozdziałach Kordian Tarasiewicz opisuje m.in. przekształcenie „Plutona” na towarzystwo akcyjne (każdy pracownik otrzymał akcje) i funkcjonowanie firmy w czasie I wojny światowej. Czasy powojenne nie były łatwe, ale na szczęście „Pluton” miał wielu przyjaciół, którzy pomagali w prowadzeniu interesu. W 1930 roku pan Kordian rozpoczął w rodzinnej firmie praktyki, a w 1934 został jej najmłodszym dyrektorem. Młodość przyniosła powiew świeżości, nowe spojrzenie na stare sprawy, nowe pomysły, ulepszenia, pionierskie rozwiązania. Jeśli myślicie, że nie znano wtedy pojęcia franczyzy albo przedstawicieli handlowych, że nie doceniano wagi gadżetów firmowych, reklamy na samochodach, w prasie oraz spójnej linii graficznej produktów, to jesteście w błędzie. Niektóre z tych rzeczy funkcjonowały w „Plutonie” już wcześniej, a wiele kolejnych wprowadził właśnie Kordian Tarasiewicz. Zwracał uwagę na wszystko. Nie tylko na smak czy zapach kawy, ale i na wystrój wnętrz sklepów firmowych, plakaty i druki reklamowe, nowe opakowania oraz najwyższą jakość obsługi.

W czasie II wojny światowej firma musiała nieco zmienić profil swojej działalności, ponieważ kawa i herbata zostały zarekwirowane. Zresztą cały ten okres był bardzo trudny, pod różnymi względami. Ale „Pluton” trzymał wysoki poziom i nadal otaczał swoich pracowników ogromną troską, zapewniając posiłki i rozrywki czy kształcąc młodych praktykantów. Oddanie i przywiązanie pracowników, zarówno fizycznych, jak i biurowych, było tak duże, że woleli pilnować mienia firmy, zamiast pozostać we własnym domu. Chciałoby się mieć takiego pracodawcę w dzisiejszych czasach albo jako pracownik, taki jak ci z „Plutona”, zostać za swą lojalność docenionym... Jednak dziś liczy się coś zupełnie innego, niestety. Książka jest szalenie nostalgiczna. Opowieści pana Kordiana, tchnące mimo wszystko ogromną radością, sympatią, ciepłem oraz optymizmem, skłaniają do przemyśleń nad tym jak było kiedyś i jak jest teraz.

Przykładowe strony książki, z bogatym materiałem ilustracyjnym
„Zapach świeżej kawy” czyta się z łezką w oku. A często także z zadziwieniem, na przykład gdy dowiadujemy się, że jeszcze przed wybuchem I wojny światowej był w „Plutonie” plan stworzenia kawy w płynie albo że jeden z pracowników, narażając życie, odzyskał zaginiony wagon pociągu z nowym transportem kawy. Ta książka to nie tylko historia ludzi z wizją, wielką pasją i wielkim zrozumieniem dla drugiego człowieka. To nie tylko historia kawy, „Plutona” i kształtowania się warszawskiego smaku. To również poradnik prowadzenia uczciwego biznesu, zdobywania nie tylko kolejnych klientów i zarabiania pieniędzy, ale też, a może przede wszystkim, zjednywania sobie pracowników, którzy swą lojalnością i zapałem do pracy, odpowiednio zmotywowani i docenieni, każdej firmie pomogą rozkwitnąć. Jeśli udało się to w tak trudnych czasach, jak lata obu wojen światowych, to dziś tym bardziej można skorzystać z przykładu Tarasiewiczów. A o tym, że warto, niech zaświadczy statystyka – od otwarcia pierwszej warszawskiej palarni kawy do 1939 roku „Pluton” rozrósł się z jednej placówki do ponad trzydziestu. I to nie tylko w stolicy kraju. Tarasiewiczowie dotarli również do Poznania, Gdyni, Lublina i Lwowa!

Kordian Tarasiewicz pisze ciekawym, gawędziarskim językiem, chwilami nieco archaicznym, ale w końcu ma dziś niemal sto trzy lata! Zdarzają się autorowi fragmenty niezwykle wciągające, niemal sensacyjne, zdarzają się również nużące powtórzenia i zbyt szczegółowe zagłębianie się w „technikalia”, ale to drobiazgi. W każdym rozdziale oprócz pana Kordiana przemawiają także pracownicy „Plutona”, których gorąco namawiano do spisywania firmowych wspomnień. Ich opowieści pełne są pochwał dla pracodawców, co może wydawać się dość jednostronne – żadnych minusów – ale przecież tak właśnie było. Wśród głosów uznania i wdzięczności pojawiają się również interesujące opowieści z życia firmy i dawnej Warszawy. Właśnie taka jest ta książka. Historia „Plutona” przeplata się w niej z dziejami dawnej Polski, zabawne anegdoty ze wspomnieniami jak najbardziej poważnymi, często udokumentowanymi. Empatia i patriotyzm mieszają się z zapachem kawy, w jednej filiżance...

Książka została bardzo ładnie wydana. Oprawa jest miękka, format zbliżony do kwadratu (16,5x20 cm). Okładka, z wybiórczym lakierem i kontrastowym do czarno-białego zdjęcia pomarańczowym tłem, przyciąga wzrok, zapowiada apetyczną lekturę. W środku biały papier dobrej jakości, czytelna czcionka, złote śródtytuły i ozdobniki, szerokie marginesy. Na samym początku zamieszczono ogólny spis treści oraz krótki wstęp Tomasza Ochinowskiego, który napisał także posłowie. Po każdym rozdziale pojawiają się przypisy wydrukowane malutką czcionką. I ta jedna rzecz bardzo jest dla czytelnika niepraktyczna. Trudno czyta się tekst wydrukowany tak drobnym maczkiem, a przypisy często są ciekawe, dopowiadają dalszą część historii. W czwartym rozdziale zajmują aż jedenaście stron, więc odszukiwanie odpowiedniego przypisu na końcu tekstu jest nieco kłopotliwe. Byłoby o wiele lepiej, wygodniej, gdyby te adnotacje zostały umieszczone na dole poszczególnych stron.

Zadość przypisom uczynił bogaty materiał graficzny, który tworzy ponad sześćdziesiąt czarno-białych zdjęć, dokumentów, reklam, wycinków i innych elementów ilustrujących historię „Plutona”. Przeważają wśród tych skarbów fotografie wnętrz, witryn lub fasad firmowych sklepów oraz liczne służbowe druki, cenniki, reklamy, plakaty i opakowania (papier, torebki i puszki). Jest kieszonkowy kalendarz firmowy, ozdobny papier do pakowania z wydrukowaną grą dla dzieci i projekty autorstwa Eryka Lipińskiego. Z wielką przyjemnością, a jednocześnie dziwną tęsknotą, oglądałam te materiały, każdy po wiele razy. Ale zdecydowanie najpiękniejszą jest fotografia umieszczona na samym początku, ukazująca wnętrze warszawskiego sklepu firmy „Pluton” przy ul. Miodowej z 1891 roku. Kobiety w długich sukniach, z misternie upiętymi włosami. Solidna drewniana lada, z tyłu półki zapełnione równo ułożonymi towarami. Po lewej chyba czajniczek, po prawej piękna waga. Aż chciałoby się tam wejść, stanąć obok klientki odwróconej do fotografa plecami i kupić trochę świeżo upalonej kawy.

Przykładowe przepisy na kawowe napoje
Ku mojemu zaskoczeniu, w książce znalazły się także receptury kulinarne. Nie wiadomo co prawda skąd pochodzą, czy z archiwum „Plutona”, czy też z innego źródła, ale i tak miło, że są, bo od samego czytania o smakowitej kawie ma się ochotę na filiżankę tego napoju lub aromatyzowany nią deser. Przepisów jest osiem, m.in. na trufle czekoladowe z kawą i whisky, shake mokka z miętą, latte macchiato z likierem pomarańczowym i czekoladą, migdałowe markizy z kremem czekoladowo-kawowym, kawę mrożoną czy bezy kawowe w czekoladowej polewie. Przy każdej recepturze podana jest liczba sztuk, lista składników, sposób i czas przygotowania oraz stopień trudności. Całość wygląda bardzo elegancko – czarna i złota czcionka, szare tło i „kawowe stemple” albo po prostu złote ziarna kawy. Nie ma zdjęć gotowych napojów ani deserów, ale to nawet lepiej. Do atmosfery książki pasowałyby jedynie zdjęcia z tamtych czasów. Kawa podana w firmowej filiżance „Plutona”, ciastka zapakowane w ozdobny papier z logo przedsiębiorstwa – początkowo przedstawiającym mitologicznego boga, a później ziarenko kawy w płomieniach. Żadne współczesne zdjęcie, a już na pewno kolorowe, nie wyglądałoby dobrze.

Jeśli spodziewacie się opowieści o tym, jak kawa zawędrowała na nasze stoły, będziecie rozczarowani. Jednak takich publikacji jest na rynku dość dużo, a wspomnienia Kordiana Tarasiewicza wnoszą w historię kawy, naszą krajową, zupełnie inne elementy. Szkoda, że firma, która przetrwała niejeden kryzys, niemal bez szwanku wyszła z I wojny i z trudem, ale jednak podniosła się po II wojnie światowej, zdołała się utrzymać jedynie do lat pięćdziesiątych XX wieku, kiedy to zniszczyła ją polityka komunistyczna. Zachęcam wszystkich – kawoszy i niekawoszy, przedsiębiorców i pracowników na etacie, miłośników kulinariów i kuchenne „lewe ręce”, amatorów wspomnień albo poradników dotyczących prowadzenia biznesu – do sięgnięcia po tę publikację i czerpania garściami z przykładu firmy „Pluton” oraz jej najmłodszego, ale chyba najbardziej kreatywnego dyrektora Kordiana Tarasiewicza.

Ponad stuletni pan Kordian wyznał w książce, że ma teraz tylko jedno marzenie, aby „założyć kawiarnię, która byłaby miejscem przechowania tradycji branży kawowo-herbacianej. By dzięki tej tradycji rozprzestrzeniał się zapach świeżej kawy. Dobrze upalonej...”. A ja mam życzenie, aby właśnie taką kawę pili wszyscy dookoła, zamiast sprzedawanych w sklepach marnych namiastek. By zapach prawdziwej kawy – swego rodzaju dzieła sztuki – wypełniał domy, kawiarnie, ulice...


Kordian Tarasiewicz, „Zapach świeżej kawy”, Dom Wydawniczy PWN 2013, seria Historie ze smakiem, 204 s., cena 39,90 zł.

Książka na stronie wydawcy: www.dwpwn.pl/produkty/728/zapach-swiezej-kawy
Strona autora: www.tarasiewicz.info