piątek, 11 sierpnia 2017

Przygody z wystrzałowym samochodem

Ian Fleming, „Bang Bang! Wystrzałowy samochód” / recenzuje Marta Szloser

Nie jestem fanką Jamesa Bonda, ani książkowego, ani filmowego, ale jedyna książka dla dzieci autorstwa Iana Fleminga od razu mnie zaintrygowała. Lubię sprawdzać, co ciekawego proponują młodym czytelnikom twórcy literatury dla dorosłych. „Bang Bang! Wystrzałowy samochód”, bo właśnie taki dziwny tytuł nosi wspomniana książka Fleminga, jest całkiem przyjemną, lekką lekturą, idealną na wakacje, pełną rodzinnych przygód, z elementami walki dobra ze złem, gdzie dobro oczywiście bez problemu zwycięża. Zwariowana rodzinka, ojciec-wynalazca, mądre i odważne dzieci oraz… magiczny samochód! Taka mieszanka to gwarancja dobrej rozrywki.

Rodzinka Pottów jest nietypowa. I trochę zwariowana. Komandor Caractacus Pott to ekscentryczny odkrywca i wynalazca. Razem z żoną, Mimsie, oraz bliźniakami imieniem Jemima i Jeremy, wiodą spokojne, proste życie, pełne miłości i rodzinnego ciepła. Nie stać ich na samochód ani szalone wakacje – a przynajmniej nie było ich stać do czasu, gdy w ich życiu pojawił się pewien legendarny, wystrzałowy samochód. Gdy komandor Pott wynalazł karmelki o nazwie „gwiżdżące szajbusy”, otrzymał tyle pieniędzy, że w końcu mogło się spełnić ich marzenie o własnym pojeździe.

Komandor w swoim królestwie


Na początku książki Ian Fleming pisze o tym, że o samochody trzeba dbać i traktować je z szacunkiem, bo tylko wtedy mogą się zdarzyć rzeczy naprawdę magiczne:
„A jednak niektóre – na przykład mój, a może też i wasz – są całkiem inne. Jeżeli je polubicie i zrozumiecie, jeśli je dobrze traktujecie (nie rysujecie ich karoserii, nie trzaskacie drzwiami, napełniacie bak, ładujecie akumulator i pompujecie ich koła, kiedy zajdzie taka potrzeba), jeśli w miarę możności dbacie o to, by były czyste i lśniące, i chronicie je przed deszczem oraz śniegiem – wówczas być może odkryjecie, że auta potrafią stać się nieomal ludźmi – nie takimi zwykłymi, ale CZARODZIEJSKIMI!” [s. 7-8]

Nic dziwnego, że rodzina Pottów wybrała właśnie Bang Bang – samochód wystrzałowy, magiczny! Legendarną wyścigówkę, która ma swój historyczny odpowiednik. Prawdziwa Chitty Chitty Bang Bang to samochód wyścigowy skonstruowany przez hrabiego Louisa Zborowskiego (Brytyjczyk polskiego pochodzenia) w 1920 roku. Emitowała niesamowity hałas, stąd jej nazwa. Hrabia jeździł Bang Bang w wyścigach, królując na torach w Brooklands. Pasjonat tworzył później kolejne wersje Chitty 2, Chitty 3 oraz Chitty 4, ale to właśnie o Chitty 1, czyli Chitty Chtty Bang Bang, Fleming napisał książkę, na której podstawie powstał także film przygodowy oraz spektakl. Drugą inspiracją dla autora był jego własny samochód, którym jeździł w Szwajcarii w końcówce lat dwudziestych. Jednak to właśnie wyścigówce księcia Zborowskiego zadedykował książkę „Bang Bang! Wystrzałowy samochód”, która po ponad 50 latach od premiery doczekała się w końcu polskiego wydania.

Wyścigówka znaleziona na złomowisku


Pottowie znaleźli Bang Bang w garażu niegdyś sławnego rajdowca i uratowali od bezlitosnego zgniecenia w blaszaną kosteczkę na złomowisku. Szukali wyjątkowego auta, z charakterem i gdy tylko zobaczyli Bang Bang, wiedzieli, że to samochodów dla nich. Właściciel garażu był wzruszony tym, że ktoś, pod warstwą rdzy i pleśni, dostrzegł niezwykłe piękno tej maszyny. Na pożegnanie, ze łzami w oczach, powiedział:
„(...) nigdy nie pożałujecie tego zakupu. Wyścigówka odmieni wasze życie. Uratowaliście ją przed złomowiskiem i niech mnie gęś kopnie (chociaż na razie nie mam gęsi), jeśli ona nie odwdzięczy się wam za to, coście dla niej dzisiaj zrobili.” [s. 23]

Samochód kupili za... pięćdziesiąt funtów, tyle, ile zapłacono by za niego na złomowisku. Pieczołowicie go remontowali, czyścili, malowali. Gotowa, odrestaurowana Bang Bang wyglądała cudownie! Na desce rozdzielczej było mnóstwo tajemniczych gałek i przełączników. Nawet pan Pott nie wiedział, do czego one wszystkie służą. Na pierwszą dłuższą wyprawę wybrali się na plażę w Dover, z koszem piknikowym pełnym smakowitości.
„Tymczasem... nie uwierzycie! Co za okropny pech!
Drogą wlekły się w długim korku dwadzieścia dwa tysiące sześćset pięćdziesiąt cztery samochody (według szacunku Towarzystwa Automobilowego) wyładowane rodzinkami, które – tak jak nasi Pottowie w BANG BANG – też wybrały się do Dover w ten słoneczny niedzielny ranek.” [.s. 36]

Nie pomogło wyprzedzanie, gdzie się dało. Nie pomogło trąbienie dziwacznym klaksonem Bang Bang, wydającym głośne GA-GOOOO-GA. Korek ciągnął się w nieskończoność. I wtedy samochód przemówił (choć nie dosłownie), dając panu Pottowi wskazówki, które gałki przekręcić i za które dźwignie pociągnąć, by ominąć samochody przed nimi. Musicie wiedzieć, że wystrzałowy samochód Pottów był nie tylko szybki, lecz także… magiczny! Gdy trzeba było, potrafił zmienić się w latającą maszynę! Dzięki temu rodzinka zamiast na zatłoczonej plaży w Dover, wylądowała na pustej, piaszczystej mieliźnie Goodwin Sands.

Pottowie w odrestaurowanym samochodzie


Nie zdradzę wam, co było dalej, napiszę tylko, że w książce roi się od przygód, zaskakujących zwrotów akcji i pięknych widoków. Bohaterowie odkryją nawet kryjówkę gangsterów, co przysporzy im kolejnych przygód i niebezpieczeństw. Ktoś zostanie nawet porwany… Niewinna rodzinna przejażdżka nowym samochodem zmienia się w łańcuch wydarzeń, które raz bawią, raz zaskakują, a innym razem niemal mrożą krew w żyłach (zwłaszcza młodych czytelników). Książkę pochłania się błyskawicznie, w ciągłym napięciu i z niegasnącym zainteresowaniem. Z tekstu bije niesamowicie pozytywna energia i dobra zabawa. Aż szkoda, że książka jest taka krótka…

Opowieści o przygodach Bang Bang oraz rodzinki Pottów początkowo były historyjkami, które Fleming opowiadał swojemu synowi na dobranoc. Cieszę się, że zostały wydane, że miałam okazję przeczytać tę książkę w pewien gorący, wakacyjny dzień, leżąc na trawie nad brzegiem rzeki. Przeniosłam się w czasy dzieciństwa, kiedy to zaczytywałam się wszelkimi przygodówkami.

Książka została ładnie wydana – format 14 x 21,5 cm, twarda oprawa, okładka rzucająca się w oczy z powodu wykorzystania jaskrawej żółci, przyjemny papier, zabawne ilustracje Joego Bergera znajdujące się na niektórych stronach, a do tego przepis na pyszne, domowe krówki! Lektura „Bang Bang!...” wprawiła mnie w bardzo dobry humor.


Książka doczekała się trzech kolejnych części, kontynuacji napisanych przez Franka Cottrella Boyce’a (fragment następnej znajdziecie na końcu, na zachętę). Mam nadzieję, że będą tak samo dobre, jak flemingowska pierwsza część.



W skrócie...

PLUSY
+ przyjemna, lekka, przygodowa lektura
+ trzyma w napięciu, zaskakuje, bawi
+ z tekstu bije pozytywna energia
+ urocze ilustracje
+ ładne, schludne wydanie
+ niewielki format oraz waga, dzięki czemu książkę można zabrać ze sobą wszędzie


MINUSY
brak



Ian Fleming, „Bang Bang! Wystrzałowy samochód” (oryg. Chitty Chitty Bang Bang), il. Joe Berger, Znak emotikon 2017, 136 s., cena: 29,90 zł.

Książka na stronie wydawcy: http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,89097,Bang-Bang-Wystrzalowy-samochod

* [wszystkie cytowane fragmenty pochodzą z opisywanej książki]