niedziela, 30 grudnia 2012

Rodzinne pichcenie

Odeta Moro-Figurska, Marcin Budynek, „Pichciuchy czyli rodzina w kuchni”
Gotowanie staje się coraz bardziej modne, a moda ta trafiła również do dziecięcego świata. I dobrze, bo w kuchni można się naprawdę świetnie bawić! A przy tym dużo się nauczyć. Czy może być coś fajniejszego niż własnoręczne wyrabianie lepkiego ciasta, które potem można upiec, ozdobić i zjeść? Czas poświęcony na pichcenie z dziećmi to niezapomniane chwile zarówno dla rodziców, jak i dla małych kucharzy. Jeśli szukacie książki z kilkoma prostymi przepisami i podstawowymi poradami kuchennymi dla najmłodszych, mogą wam się przydać „Pichciuchy”.
 
Pichciuchy, czyli rodzina w kuchni” to kolejny projekt Fundacji Szczęśliwe Macierzyństwo Odety Moro-Figurskiej. Wcześniej na rynku wydawniczym ukazała się publikacja zatytułowana „Czupury i inne zabawy z wyobraźnią”, stworzona we współpracy z psychologiem dziecięcym. Tym razem znana dziennikarka telewizyjna i założycielka FSM zaprosiła do wspólnego projektu Marcina Budynka, szefa kuchni w hotelu Warszawa w Augustowie, który przygotował prezentowane w książce potrawy.

Wnętrze książki, przydatne sprzęty
Na początku publikacji znajdziecie dokładny spis treści z uroczym maleństwem w czepku „kucharskim” na głowie, siedzącym przy otwartej księdze i trzymającym w ustach wielką drewnianą łychę. W pierwszym rozdziale „Kucharz wiedzieć musi!” znalazły się podstawowe informacje na temat bezpieczeństwa i higieny gotowania (umycie rąk, związanie włosów, ostrożne obchodzenie się z ogniem czy nożami, sprzątanie po skończeniu pichcenia), słowniczek przydatnych terminów (np. co to jest duszenie, kąpiel wodna, średni ogień albo szczypta), zdjęcia najważniejszych sprzętów wraz z podpisami (cedzak, praska do czosnku, łapka, durszlak, trzepaczka i inne; nie zostały jednak podpisane tarki, a szpikulec z dwoma ząbkami nazwano omyłkowo łopatką) oraz najbardziej popularne przyprawy. Jest tu również pokazana i opisana metoda nakrywania do stołu (kolejność talerzy i układ sztućców). Na końcu tego rozdziału zamieszczono krótkie opisy trzech przydatnych urządzeń kuchennych – zdrowej frytkownicy, wyciskarki do owoców oraz parowaru. Obok opisów pojawiają się zdjęcia przedstawiające właśnie te trzy roboty marki Philips. To dość nachalna forma reklamy, której w książkach kulinarnych bardzo nie lubię. Niemniej jednak informacje wprowadzające są przydatne i ważne dla dzieciaków, podane w przystępny i zwięzły sposób.

Wnętrze książki, truskawkowe naleśniki z reklamą herbatek
Kolejne rozdziały zawierają przepisy. I tak na śniadanie „Poranny pichciuch” może zjeść przykładowo jajko w siodle (jajko na toście) albo truskawkowy zawrót głowy (naleśniki z truskawkami). Daniem głównym może być kurczak w jabłuszkowym sadzie, spaghetti trzech urwisów czy eskalopki w kapeluszach. „Słodki zawrót głowy” to oczywiście propozycje deserowe, m.in. czekoladowe love i koktajl spryciarza, a w „Zanim pójdę spać” prezentowane są przykładowe dania kolacyjne, jak placuszki pirata albo indyk zaklęty w curry. A gdy „Jadą goście, jadą”, dzieci mogą przygotować arbuzowe pole i paluszkowy las, łódź Wikingów bądź pomarańczowe pączusie. Nazwy potraw zostały skonstruowane w taki sposób, żeby dzieci od razu chciały je ugotować. Bo czy można się oprzeć kotletowi drobiowemu pod kołderką toffi albo tajemniczej choince w grochy?

Wnętrze książki, o pomidorach
W „Pichciuchach” pojawiają się również rodzinne przepisy Beaty Chmielowskiej-Olech, Joanny Twardowskiej-Orłoś i Macieja Orłosia, Pauliny Chylewskiej, Grzegorza Miśtala oraz Anny Ibisz-Nowak. Przy nich nie znajdziecie reklam, są za to krótkie teksty od autorów. W książce znajdziecie osiemnaście przepisów Marcina Budynka oraz pięć od zaproszonych „gwiazd”. Łącznie dwadzieścia trzy receptury. To niewiele, ale może na początek wystarczy. Listy składników są przeważnie bardzo krótkie, a sposób wykonania opisany w sposób niezwykle klarowny. Przy potrawach podane jest także oznaczenie stopnia trudności (w skali 1-3), czas przygotowania oraz obrazkowe wyliczenie niezbędnych naczyń i sprzętów.

Wnętrze książki, miejsce na notatki
Każdy rozdział z przepisami poprzedzają ciekawostki na temat jakiegoś produktu, np. herbaty, makaronu czy pomidorów. Także w tym miejscu, jak i przy niektórych przepisach, pojawiają się reklamy konkretnych firm. Sponsorem głównym książki jest firma Pudliszki, ale znalazły się tu również herbaty, makarony, papier do gotowania, mleczna polewa i łaciaty deser w kubeczkach. Dzieciom zapewne nie będzie to przeszkadzać, ale wolałabym, żeby podobnych marketingowych chwytów nie stosowano w tego typu książkach. Po co maluchom podobne informacje: „Takie właśnie są makarony Barilla, od ponad 130 lat słynące z bezkompromisowego podejścia do jakości i wyjątkowego smaku”?

Wnętrze książki, papier do gotowania
Nie podoba mi się też używanie w przepisach gotowych produktów typu sos do makaronu ze słoiczka (wiadomej firmy), słone kruche babeczki czy spód z ciasta kruchego. Oczywiście ułatwia i przyspiesza to pracę, ale jeśli dziecko będzie chciało samo coś przyrządzić, skąd weźmie słone kruche babeczki? Byłoby lepiej, gdyby przepisy na kruche ciasto czy sos pomidorowy – nie tak znowu skomplikowane – pojawiły się w książce. Dzieci mogą również odnieść mylne wrażenie, że użycie makaronu innego niż firmy Barilla albo koncentratu nie od Pudliszek będzie niewłaściwe (na liście produktów podane są nazwy kilku promowanych firm). Na mnie lokowanie produktu, zwłaszcza w książkach przeznaczonych dla młodszych czytelników, robi zawsze niemiłe wrażenie. Jedynie reklamę papieru do gotowania mogę uznać za przydatną, ponieważ jest to forma propagowania nowych możliwości kulinarnych i zdrowszego sposobu gotowania.

Wnętrze książki, przepis na pomarańczowe pączusie
Ciekawie prezentuje się szata graficzna książki, za którą odpowiedzialna jest Katarzyna Pomorska-Woźniak. Mnóstwo tu rysuneczków, ozdobników, zdjęć produktów oraz potraw (fotografie wykonał Błażej Żuławski). Przy każdej recepturze jest duże zdjęcie gotowego dania, często pojawiają się także uśmiechnięte dzieci ukazane podczas gotowania lub jedzenia. Zdjęć nie ma niestety przy recepturach gościnnych. A szkoda... Taki wygląd wnętrza książki na pewno spodoba się dzieciom. Dużo tu kolorów i szczegółów, które przyciągną ich wzrok. Na końcu każdego rozdziału z przepisami znajduje się cała strona na własne notatki. A na ostatnich kartkach książki podziękowania oraz całostronicowe reklamy. Oprawa jest twarda, format kwadratowy (21 cm). Po otwarciu nie zamyka się z powrotem, co znacznie ułatwia korzystanie z publikacji podczas rodzinnego pichcenia.

Zachęcanie do wspólnego gotowania dzieci i dorosłych z całych sił popieram. Spędzanie czasu w kuchni jest wspaniałym sposobem na zabawę i naukę. Rozwija kreatywność, uczy samodzielności i odpowiedzialności. Odkrywa czarodziejski świat smaków oraz zapachów i pokazuje, że gotowanie i jedzenie to niesamowita przygoda. Dzięki takiemu podejściu być może nawet niejadki zaczną pałaszować z apetytem śniadania, obiady, kolacje i desery – tym bardziej, że będą mieli udział w ich tworzeniu. Cieszę się, że powstają wciąż nowe publikacje z przepisami dla najmłodszych i gorąco was zachęcam do kuchennych zabaw z dzieciakami. Jeśli nie przeszkadzają wam nachalne reklamy i potrzebujecie niewielkiej liczby bardzo łatwych przepisów na początek, „Pichciuchy” będą w sam raz.


Odeta Moro-Figurska, Marcin Budynek, „Pichciuchy, czyli rodzina w kuchni”, Fundacja Szczęśliwe Macierzyństwo 2011, 88 s., cena 33,60 zł.