środa, 19 czerwca 2013

Bez rewolucji

Gosia Waluszewska, „Metadieta. Mikrokroki do Makrozmian”
Jest taka książka, którą będę polecać każdemu, kto chciałby coś zmienić w swoim życiu. Osobom zainteresowanym odzyskaniem zdrowia fizycznego oraz harmonii ducha i ciała. Wszystkim, którzy marzą o lepszych, radośniejszych dniach, ale obawiają się licznych wyrzeczeń i rewolucyjnych zmian. To również idealna lektura dla tych, którzy reagują alergicznie na wszelkie naukowe doniesienia na temat odżywiania, a jednocześnie mają dosyć przeziębień, alergii czy złego samopoczucia. Chodzi o „Metadietę”. Jej autorka, Gosia Waluszewska, nie jest ani lekarzem, ani dietetykiem, ani też „rzecznikiem” jakiejś firmy. Przez wiele lat wypróbowywała na sobie różnorodne zalecenia dotyczące żywienia i wpływu pokarmów na ludzki organizm, podróżowała, szukała, pytała i sprawdzała. Efektem jej „badań” jest odzyskane zdrowie, świetna forma i radość życia. Oraz ta książka, mądra i piękna, dzięki której także wy, małymi krokami, możecie osiągnąć makrozmiany.

Początkowa strona jednego z rozdziałówMetadieta to nie instrukcja odchudzania dla celebrytów i polityków, chociaż wprowadzając jej elementy, odzyskasz optymalną wagę i sylwetkę. Nie jest to nowo odkryta i modna dieta lecznicza, chociaż zawarte tu wskazówki sprzyjają zdrowiu i poprawiają wydolność seksualną, odporność i zdolność regeneracji organizmu. Autorka, kierując się własnym doświadczeniem i zdrowym rozsądkiem, czerpie z wielu źródeł: z najnowszej medycyny – i to nie tylko dietetyki czy biologii, ale również biochemii, genetyki czy neurobiologii, jak i z mądrości wieczystej zapisanej w księgach ajurwedy, w źródłach tybetańskich czy z medycyny chińskiej” – pisze we wstępie psycholog i wydawca Jacek Santorski, który sam skorzystał z doświadczenia i wiedzy Gosi Waluszewskiej. Na następnej stronie sama autorka wspomina, jak dziesięć lat temu leżała w szpitalu, zastanawiając się, dlaczego mimo rozwoju medycyny nadal cierpimy na znane nam dolegliwości. I na coraz to nowsze. Po tym doświadczeniu przez dekadę czytała, podróżowała po całym świecie i spotykała się z rozmaitymi ludźmi, szukając najlepszych, sprawdzonych sposobów na zachowanie zdrowia. Teraz, pełna radości i energii, pragnie przekazać zdobywaną latami wiedzę wszystkim, którzy będą chcieli z niej skorzystać. A naprawdę warto! Większość poruszonych w książce zagadnień jest mi dobrze znana, więc tym goręcej zachęcam do lektury!

Na czym polega metadieta? To proces wprowadzania w życie mikrokorekt, które powoli prowadzą do makrozmian. Jeśli codziennie (co tydzień, miesiąc) będziecie stawiać choćby jeden mały krok, w końcu, bez wielkiego wysiłku, dotrzecie do celu. Książka składa się z trzydziestu sześciu krótkich „lekcji”, które można czytać oraz wdrażać w dowolnej kolejności i tempie. Nie ma potrzeby, by wypróbowywać każde zalecenie albo zmieniać wszystko na raz – to może zniechęcać. Wystarczy jeden krok w miesiącu. Spróbujcie sami, bądźcie cierpliwi i obserwujcie efekty, a szybko nabierzecie ochoty na następne korekty! I właśnie to jest piękne w tej publikacji: autorka nie namawia do natychmiastowego wywrócenia całego życia do góry nogami. Oczywiście im więcej i szybciej zmienimy, tym lepiej dla nas, ale wolniej, we własnym, wygodnym rytmie też będzie dobrze. Ważne, by w ogóle zacząć coś robić, ruszać się, odżywiać i żyć świadomie. Nawet wdrożenie kilku rad rocznie sprawi, że bardzo szybko znajdziecie się wiele mil przed tymi, którzy nie robią zupełnie nic. Rozdziały są krótkie, wręcz minimalistyczne – zajmują od jednej do czterech stron. Można przeczytać wszystkie od razu i wybrać coś dla siebie albo delektować się kolejnymi tekstami w wolnych chwilach. Dawkowanie zależy tylko od was. Ja nie potrafiłam odmówić sobie przyjemności dotarcia do końca w ciągu jednego dnia…

Przykładowe stronySzybko rzuca się w oczy myśl przewodnia publikacji: jesteś tym, co jesz i jak jesz. Autorka pisze m.in. o dobieraniu odpowiedniej wielkości porcji, kaloryczności jedzenia czy szkodliwości mleka oraz tłuszczów trans, podając przy okazji informację na temat wartościowych tłuszczów roślinnych oraz zdrowych, alternatywnych źródeł wapnia. Zachęca do świadomego dokonywania zakupów i unikania tych produktów, które zawierają niekorzystne dla naszego organizmu chemiczne dodatki. Produktów, których nie rozpoznałaby nasza prababcia (np. mrożona pizza, zupka błyskawiczna, rosół w kostce, barszcz czerwony w proszku, słodzone napoje owocowe w kartonie itp.). Waluszewska pisze nie tylko o tym, jak niebagatelny wpływ na nasze samopoczucie, zdrowie i wygląd zewnętrzny (włosy, cera) ma to, co jemy, lecz także jak jemy, np. o której godzinie (o 21 żołądek idzie spać, pamiętajcie!), jak dużo na raz (żołądek powinien być napełniony maksymalnie w 2/3), jak długo przeżuwamy (im dłużej, tym lepiej), czy jesteśmy skupieni na posiłku czy na telewizorze lub gazecie (oczywiście wskazana jest pierwsza wersja). Podkreśla jak istotna jest sezonowość jedzenia, spożywanie dużej ilości warzyw oraz edukowanie najmłodszych w tej kwestii. I ze smutkiem zauważa, jak wielką plagę otyłości obserwujemy już nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale także w Azji, gdzie w ostatnich latach rozprzestrzeniły się zachodnie zwyczaje żywieniowe i produkty.

W niektórych lekcjach autorka zaskakuje bardzo aktualnymi uwagami oraz ciekawostkami, np. historią o hiszpańskich piłkarzach, którzy na Euro 2012 przywieźli ze sobą do Polski ciężarówkę załadowaną melonami albo informacją o typowym posiłku Arabów przeprawiających się przez pustynię, jakim są suszone daktyle. Zachwala też „polskie złoto”, czyli wytwarzaną z prosa kaszę jaglaną, szczególnie popularną w XVI w. W innych rozdziałach radzi jak wybrać „mniejsze zło” i przetrwać w McDonaldzie albo czym żywić się podczas podróży. Waluszewska dobrze zna rządzące ludźmi mechanizmy i wie jak kłopotliwe bywa stołowanie się u „wszystkożernych” znajomych lub w hotelu, kiedy decydujemy się nie jeść szkodliwych produktów (np. cukru, mąki pszennej, nabiału). Na osłodę pisze o podtrzymywaniu dobrego samopoczucia dzięki drobnym grzeszkom od święta. Jeśli na co dzień odżywiacie się zdrowo, małe odstępstwa od czasu do czasu na pewno nie zaszkodzą. I jeszcze coś odpowiedniego do łóżka, czyli naturalne sposoby na utrzymanie wysokiego libido! Jak widać po tych przykładach, poruszane w książce zagadnienia są niezwykle różnorodne.

Czego nie rozpoznałaby moja prababciaAutorka radzi też jak niewielkim kosztem zwiększyć aktywność fizyczną i jednocześnie „podkręcić” metabolizm (np. omijać ruchome schody i windy). Codzienny ruch – 30 minut przy tętnie 130 – jest dla zdrowia i dobrego samopoczucia równie ważny jak odpowiednie pożywienie. Istotne jest także oczyszczanie organizmu z toksyn, w czym pomogą nam oczywiście wybrane naturalne produkty. Być może to wszystko wydaje się wam zbyt skomplikowane, ale zapewniam, że takie nie jest. Najtrudniej się przełamać, zmienić wieloletnie przyzwyczajenia, zrobić pierwszy krok. Później będzie coraz lepiej! Waluszewska pisze lekko i przyjemnie. Zdarza jej się cytować naukowe badania i wprowadzać trudne terminy, ale niezbyt często. Podczas lektury miałam nieraz wrażenie że czytam tekst „dla koleżanki”, napisany normalnym, ludzkim językiem. A do tego krótko i zwięźle, bez wywyższania się i moralizatorstwa, z głębi własnego serca. Autorka wplata w „dietetyczne” wskazówki opowieści ze swoich licznych podróży i spotkań, mogące być dla nas przykładem oraz inspiracją historie z życia jej znajomych, rodziny i własnego. Dzieli się kilkoma sprawdzonymi recepturami kulinarnymi, np. na wywar rybny do zamrożenia, różnorodne smoothy, zupę z cieciorką i soczewicą, domową chałwę oraz eliksir zdrowia, czyli napój idealny na przeziębienia oraz... przejedzenie. Więcej przepisów znajdziecie na stronie internetowej metadieta.pl.

Kolejnym dużym plusem jest jakość wydania. Zapewne nie mieliście jeszcze w rękach tak oryginalnie wyglądającej publikacji dotyczącej odżywiania. Poręczny format (14,5x21), twarda oprawa z miękką, gumowaną powłoką (aż chce się książkę dotykać, a nawet przytulać, choć po jakimś czasie widać na okładce ślady tej „czułości”), kredowy papier i kilka intensywnych kolorów – indygo, magenta, limonkowy. Czcionka jest niewielka, ale miła dla oka i czytelna. Główna treść wydrukowana jest kolorem indygo. Nie znajdziecie tu stron szczelnie zapełnionych tekstem, wręcz przeciwnie! Wszędzie jest dużo światła, wolnej przestrzeni, a przed każdą kolejną „lekcją” są puste kolorowe strony. Właściwy tekst zajmuje około dziewięćdziesięciu stron, wliczając ramki i rysunki. Można to uznać za marnotrawstwo, tym bardziej, że cena książki nie jest niska, ale naprawdę warto wydać na nią każdą z tych czterdziestu sześciu złotówek (chyba że o żywieniu wiecie już wszystko, a nietuzinkowe projekty książek was nie interesują). Wydawca na niczym nie oszczędzał (choć korekta przeoczyła kilka irytujących literówek), autorka dołożyła wszelkich starań, by swą wiedzę przekazać w ciekawy, zrozumiały i maksymalnie skondensowany sposób, a Ada Pawlikowska ubrała to wszystko w gustowną szatę graficzną. Zarówno pod względem merytorycznym, jak i wizualnym, jest to wyjątkowa perełka.

Pożywienie strukturalne i co się kryje w bułceGosia Waluszewska wykonała wielką i piękną pracę. Przez dziesięć lat testowała na sobie oraz swojej rodzinie to wszystko, czego większości z nas nie chce się testować albo o czym w ogóle nie mamy pojęcia. Ta książka jest wygodnym opracowaniem, miniściągą, cudowną esencją daną nam od autorki. Może być szczególnie przydatna i pomocna dla osób nastawionych sceptycznie do zdrowego żywienia i w ogóle wszelkich zmian albo dla zabieganych, którzy nie mają czasu na czytanie obszernych naukowych opracowań i sprawdzanie w praktyce zamieszczonych w nich zaleceń. Nie napisał jej żaden lekarz ani dietetyk, który chce wam „sprzedać” swoją „dietę cud”, obiecujący złote góry. Nie napisał jej zagraniczny naukowiec wspierany przez wielki koncern farmaceutyczny lub spożywczy, któremu obawiacie się zaufać. To ogromny plus. Nic nie musicie robić od razu. Na początek wystarczy, że przeczytacie „Metadietę” – choćby kilka rozdziałów, które was szczególnie zainteresują. Przeczytajcie i zastanówcie się nad ich treścią. Jeśli zdecydujecie się na wypróbowanie kilku zaleceń Gosi Waluszewskiej, prawdopodobnie pociągną one za sobą kolejne zmiany. Właśnie tak działa metadieta. Bez rewolucji. Z umiarem. Skutecznie.

Ta książka i cała koncepcja metadiety jest jak piękny, bezpieczny, wygodny dom, który ktoś budował dla was przez wiele lat. Zupełnie za darmo i bezinteresownie. Oczekując tylko tego, że zamieszkacie w nim przynajmniej na jakiś czas i sprawdzicie, czy się wam podoba. Dom ma mnóstwo pokoi oraz rozmaitych zakamarków, które po kolei będziecie odkrywać. Byłoby szkoda, dla was, gdybyście nie skorzystali z takiej okazji. Nawet jeśli od razu go nie pokochacie, albo nie każde pomieszczenie wyda się wam na pierwszy rzut oka przyjemne, być może po jakimś czasie nie będziecie mogli sobie wyobrazić, że jest gdzieś na świecie lepsze dla was miejsce.


Gosia Waluszewska, „Metadieta. Mikrokroki do Makrozmian”, Jarosław Szulski & Co Dom Wydawniczy 2013, 191 s., cena 46 zł.

Książka na stronie wydawcy: www.szulski.com/ksiazki/22 i strona autorki: www.metadieta.pl