sobota, 22 czerwca 2013

Kolacja u Knappego

„Zapraszam do stołu. Kuchnia Jerzego Knappe”
Bohater serialu „Przepis na życie”, wybitny szef kuchni Jerzy Knappe, wydał w filmowym drugim sezonie własną książkę kucharską, która trafiła także do prawdziwych księgarni. Wielbiciele tej postaci oraz serialu na pewno już mają tę publikację na swojej półce. Czy warto skorzystać z zamieszczonych w niej przepisów? Czy mistrz Knappe zachwyca kulinarnymi umiejętnościami, czy też stawia na prostotę? I co z osobami, którym „Przepis na życie” nie przypadł do gustu? Czy „Zapraszam do stołu” zmieni ich podejście? Niewykluczone. Jak wiadomo, dobra kuchnia może zdziałać cuda...

Z okładki spogląda lekko uśmiechnięty Borys Szyc w białym fartuchu kucharza, czyli serialowy Jerzy Knappe. A w środku? Ponad siedemdziesiąt receptur i wiele zdjęć bohaterów „Przepisu na życie” oraz samych dań. Jak to wszystko smakuje? Moim zdaniem całkiem przyjemnie. O ile serial oraz powieść napisana na podstawie scenariusza wywołały u mnie mieszane uczucia, o tyle w ocenie książki z przepisami Jerzego skłaniam się, z drobnymi zastrzeżeniami, w stronę pozytywną. Jeśli myśleliście, że wszystko napisał sam Knappe, czy też grający go Borys Szyc, niestety, muszę was rozczarować. Za zamieszczone w książce przepisy odpowiada Dorota Kwiecińska oraz Anna Chwilczyńska, a za pozostałe teksty – wstęp, wprowadzenia do rozdziałów – twórczyni postaci i całego serialu Agnieszka Pilaszewska. I mimo iż publikacja firmowana jest nazwiskiem męskiego bohatera, a autorki starały się pisać w sposób „męsko-nonszalancki”, całość ma dość wyraźny kobiecy charakter... Dla mnie, niestety, nie do końca pasujący do Jerzego Knappe.

Na początku w kilku zdaniach Knappe zaprasza nas do wypróbowania swoich przepisów. Przed każdym z ośmiu rozdziałów również pojawia się krótkie wprowadzenie, podobnie przy wybranych recepturach. Rozdział pierwszy to „Dania prosto z restauracji”, czyli te potrawy, z których szef jest niezwykle dumny (choć niekoniecznie bardzo skomplikowane). Znajdziecie tu m.in. grillowane warzywa, chutney pomidorowo-jabłkowo-ananasowy, krewetki na białym winie z chili oraz kaczkę w rozmarynie ze świeżymi figami i octem balsamicznym. Zaraz za restauracyjnymi daniami pojawiają się... „Słodkości prosto od szefa kuchni”, na przykład mus z grejpfruta (z interesującą nutą anyżu) albo kruche ciasto z kremem cytrynowym. Po deserze czas na „Moje gotowanie dla syna i z synem”. Tu we wstępie autor (autorka) pisze, że zwraca szczególną uwagę na to, by syn jadł zdrowo i „żeby rósł w siłę, a nie obrastał w tłuszcz”. Dlatego serwuje mu m.in. zupę z cukinii, gnocchi szpinakowe, spaghetti z salami i suszonymi pomidorami, zimny pasztet serowy, a na osłodę dietetyczny baton lub ciasto pomarańczowe. Świetnym kontrastem do zdrowszego i lżejszego menu dla dziecka jest „Kuchnia samotnego wilka”, czyli dania dla prawdziwego mężczyzny, tzw. kawalerskie jedzenie. Króluje tu prostota i mięso. Samotny wilk może sobie przygotować np. szybką zupę serową, kaszę gryczaną z ulubionymi dodatkami, zalewajkę, chili con carne, ozór wołowy w koperkowym sosie, kurze udka w folii, żeberka w miodzie lub... domowy chleb na drożdżach. Z głodu na pewno nie padnie.

Kolejny rozdział to „Moje przyjemności”. Jerzy przedstawia tu potrawy z jakiegoś powodu dla niego ważne, przywołujące miłe wspomnienia, np. babciną paprykę na zimne dni, ciasto pavlowa-ankowa czy przekąskę o wdzięcznej nazwie mozzarella in carozza. Knappe wciąż powtarza, że jego kuchnia jest szybka i nieskomplikowana, więc znajdziecie tu również jego „błyskawiczne przepisy”, m.in. na placki gryczane z łososiem, sałatę na ciepło oraz intrygujące spaghetti z okruchami i miętą. W siódmy rozdziale, zatytułowanym „To, co zawsze warto mieć” („I nie jest to ani piękna kobieta, ani drogi samochód. Swoją drogą, kto by parkował w lodówce?”), znajdziecie podstawowe produkty lub półprodukty, które zawsze znajdą się w kuchni Jerzego, jak np. kruszonka, ser dziugas i bulion z kurczaka. Ostatni rozdział to „Uczta mojego życia”, czyli dania, które bohater książki chciałby zjeść jako swój ostatni posiłek – ulubione potrawy, jak śledź w oleju z przyprawami, czarny makaron z prosciutto i suszonymi pomidorami, kurczak w mleku czy krem z białej czekolady z wiśniami.

Łącznie znajdziecie w książce około siedemdziesięciu przepisów. Najwięcej w rozdziale o gotowaniu z synem i dla syna oraz w „Kuchni samotnego wilka”, a najmniej w części poświęconej deserom, choć łakocie pojawiają się także w innych rozdziałach. Listy składników zazwyczaj są bardzo krótkie, a sposób przygotowania nieskomplikowany. Jeśli po wielkim szefie kuchni spodziewacie się wykwintnych dań, niemal artystycznych, możecie się rozczarować. Według autorek książki Knappe stawia na prostotę, wygodę, szybkość. W opisach nie ma informacji o czasie przygotowania ani liczbie porcji, co może trochę utrudniać organizację pracy, zwłaszcza osobom początkującym. Po przepisach został zamieszczony przydatny indeks wszystkich receptur podzielonych według następujących kategorii: przystawki, sałatki i dania z warzyw; zupy; drób i mięso; ryby i owoce morza; spaghetti i makarony oraz inne dania mięsne; ryż, kasza i płatki; ciasta i desery; chleb, kanapki i coś do nich; sosy. Takie indeksy zawsze są mile widziane w książkach kucharskich, a ten jest wręcz niezbędny, ponieważ po dziwnych nazwach rozdziałów trudno się zorientować, co czeka na nas w środku. Na samym końcu jest jeszcze indeks aktorów ze zdjęć (z podaniem nazwisk granych przez nich postaci), a także ogólny spis treści.

Książka ma skromną, ale przyjemną szatę graficzną. Lubię takie publikacje. Niewielki, wygodny format (12x20 cm), miękka oprawa, gruby matowy papier, dość duża, czytelna czcionka, oszczędna kolorystyka i ozdobniki (zielone kropkowane linie i zielone nazwy dań). Przy jednej trzeciej przepisów pojawiają się barwne zdjęcia gotowych potraw. Niektóre są małe i nasycone, inne duże i jakby „zamglone”. Szkoda, że fotografii jedzenia jest tak mało... Fani serialu na pewno chętnie spróbowaliby poszukać w książce filmowych posiłków – jeśli w ogóle w książce pojawiają się te same. (A to już zupełnie inna historia... Obejrzała tylko kilka odcinków serialu „Przepis na życie”, ale żadnego prezentowanego w nim dania nie odnalazłam w publikacji). Więcej jest natomiast kadrów z samego serialu, często przedstawiających różnych bohaterów podczas gotowania lub jedzenia. Przy większości jest „zabawny” podpis, np. „Oczywiście nie każdy flirtuje w kuchni. Beata woli w swoim gabinecie” albo „Tak, Żyleta, po skończonej pracy warto posprzątać kuchnię”. Te podpisy dużo mówią także o pozostałych tekstach w książce, utrzymanych w podobnej konwencji, trochę „silącej się” na luz, żartobliwość i męskość. Jednym będzie się to podobać, innym nie.

„Zapraszam do stołu” to pozycja obowiązkowa dla fanów serialu, tudzież książki „Przepis na życie”. (Oraz Borysa Szyca w fartuchu.) Znajdziecie w niej swoich ulubionych bohaterów oraz kilkadziesiąt interesujących, prostych dań, które każdy może przygotować we własnej kuchni. Jeśli serial nie wzbudził w was pozytywnych emocji, również możecie z powodzeniem korzystać z ciekawych receptur sygnowanych nazwiskiem Jerzego Knappe, jednak może być dla was irytujące częste pojawianie się filmowych fotosów.

Sam język publikacji niekoniecznie przypadnie każdemu do gustu. Autorki, a konkretnie odpowiedzialna za teksty i wprowadzenia do przepisów Agnieszka Pilaszewska starała się nadać książce męski styl, pełen luzu, tak by czytelnik miał wrażenie, że czyta opowieść przyjaciela, a nie wielkiego szefa kuchni. Mnie to nie przekonuje. Początkowe opisy czytałam od deski do deski, ale kolejne zaczęłam pomijać. Jednak dla niektórych z was mogą być one ciekawą lekturą. Jeśli Knappe nie będzie za dużo mówił, w taki sposób jak w książce, mogę dać się zaprosić kilka razy do jego stołu.


„Zapraszam do stołu. Kuchnia Jerzego Knappe”, Wydawnictwo Literackie, 2011, 199 s., cena 39,90 zł.

Książka na stronie wydawcy: www.wydawnictwoliterackie.pl/ksiazka/2253/Zapraszam-do-stolu---Jerzy--Knappe