poniedziałek, 6 października 2014

Mali wegetarianie ratują świat

Donata Marfiak, Jerzy Rey, „Mamo, tato – dlaczego nie jemy zwierząt? Czyli o tym, jak dzieci ratują świat”
Po wydaniu polskiego tłumaczenia książki Ruby Roth „Dlaczego nie jemy zwierząt” oraz pierwszej rodzimej książeczki dla dzieci, poruszającej temat wegetarianizmu, weganizmu oraz hodowli przemysłowych („Tosia i Pan Kudełko. Jedzeniowe dylematy”), przyszedł czas na kolejną publikację dotyczącą tych ważnych kwestii. I również przeznaczoną dla najmłodszych czytelników. „Mamo, tato – dlaczego nie jemy zwierząt?”, duetu Marfiak i Rey, to pozycja obowiązkowa w biblioteczce każdego roślinożercy, bez względu na wiek. Dzięki niej wegetariańskie i wegańskie dzieci zrozumieją, dlaczego tak naprawdę nie jedzą mięsa i jaki wpływ na środowisko mają ich żywieniowe decyzje. Oby jak najwięcej podobnych wydawniczych inicjatyw!

Zwierzęta jadące do rzeźni„Mamo, tato – dlaczego nie jemy zwierząt?” to książka poruszająca podobne treści, jak dwa wspomniane wyżej tytuły, ale w nieco inny sposób. Tekst napisany jest w formie rozmowy małego Leo z rodzicami – najpierw z mamą, a później także z tatą. Zaczęło się od pytania: „Mamusiu, a dlaczego dzieci przezywają mnie glonojadem i śmieją się, że jestem wegetarianinem!?”. Dorosłemu odpowiedzielibyśmy od razu, mówiąc o cierpieniu zwierząt i niszczeniu planety, ale nasze pociechy chcemy zazwyczaj chronić przed mrocznymi stronami ludzkiej natury… Zawsze jednak nadchodzi moment, w którym dzieci nie zapominają po chwili o swoim pytaniu, ich ciekawość rośnie, niejednokrotnie pobudzana przez otoczenie. I tak właśnie było w przypadku Leo. Jedno pytanie pociągnęło za sobą następne i następne...

Świnie w hodowli przemysłowej
Mama wyjaśniła synowi, że nie jedzą mięsa, ponieważ mięso to martwe zwierzęta. Leo był wstrząśnięty i przekonany, że inne dzieci tego nie wiedzą. bo gdyby wiedziały, na pewno nie chciałyby nigdy więcej jeść mięsa. Był zaskoczony, zniesmaczony i smutny. Dowiedział się, czym tak naprawdę jest mięso ze sklepu, że łączy się z cierpieniem i śmiercią zwierząt. W dalszej części rozmowy rodzice wyjaśniają Leo etyczne, moralne aspekty wegetarianizmu, opowiadają dlaczego ludzie lubią jeść mięso jednych zwierząt, a inne traktują jak swoich przyjaciół. Mówią o drapieżnikach żywiących się upolowanymi zwierzętami, dla przeżycia, stawiając w kontraście ludzi, nieposiadających instynktu mięsożercy, kupujących w supermarkecie kawałek schabu na kotlety albo karkówkę na grilla. Pojawia się wątek hodowli przemysłowych oraz rzeźni. W Leo coraz bardziej wzbiera złość. Postanawia uratować zwierzęta, zaczynając od poinformowania o ich smutnym losie innych dzieci.

Dzieci ratują świat
W dalszej części rozmowy przyłącza się tata, który tłumaczy Leo czym jest białko i żelazo oraz wyjaśnia, że dieta wegetariańska jest pełnowartościowa dla człowieka, ponieważ wszystkie niezbędne składniki można znaleść w bogactwie roślinnego pożywienia. Aby mieć siłę, wcale nie potrzeba mięsa, czego przykładem jest słoń lub... niektóre dinozaury! Tata wspomina również o niekorzystnym wpływie mięsa na zdrowie człowieka – znajdujące się w nim pozostałości leków, hormony, sterydy czy antybiotyki przenikają do naszego organizmu. Rodzice zachwalają zalety warzyw i owoców, a Leo im wtóruje. Na koniec tata porusza jeszcze dwa niezwykle ważne tematy: zanieczyszczenie planety oraz niszczenie lasów związane z przemysłową hodowlą zwierząt, a także kwestię głodu na świecie.

Rodzice nie szczędzą synkowi opisów i szczegółów, choć nie epatują okrucieństwem. Po prostu nazywają rzeczy po imieniu… Podają cenne informacje oraz dane liczbowe, które mogą przydać się niejednemu dorosłemu w rozmowie z mięsożercami, np. jaka część wycinanych drzew wiąże się z produkcją mięsa (aż 7 na 10!) albo ile kilogramów zboża potrzeba, by wyprodukować mięso (10 kg zboża na 1 kg mięsa!). Jak na jedną rozmowę, to bardzo dużo wiadomości, raczej niełatwych do przyjęcia. Zwłaszcza dla dziecka. Czy aby nie za dużo i nie nazbyt poważnie? Chwilami miałam wrażenie, że Leo ma 5 lat, a innym razem, że kilkanaście, gdy mówił tak mądrze, wymieniał zioła pomocne przy przeziębieniu albo zadawał niezwykle trafne, dojrzałe pytania. Może autorom nie do końca udało się oddać styl myślenia i mówienia właściwy dla dziecka, może Leo jest starszy, niż czytelnikowi początkowo się wydaje? A może dzieci w konfrontacji z tematem jedzenia mięsa, hodowli przemysłowej, cierpienia zwierząt oraz niszczenia planety po prostu dorośleją? Ich bezwarunkowa miłość do naszych „braci mniejszych” i prostolinijność podpowiadają im, że ze światem coś jest nie tak. Dziwią się i zadają pytania, które dla każdego powinny być w takiej sytuacji naturalne, a jednak wielu dorosłym przychodzą z trudem. Albo nie przychodzą wcale… Jako dorosłej czytelniczce, trochę mi ten „Leo-rozdźwięk” przeszkadzał w odbiorze książki, a długość rozmowy i poziom skomplikowania wydały się nierealne, jak na poziom małego chłopca (choć rozumiem i doceniam koncepcję publikacji, jej wieloaspektowość i kompletność). Zabrakło mi również odrobiny rodzinnego ciepła... Nie poczułam go, mimo pieszczotliwych określeń, za pomocą których rodzice zwracają się do syna. Może to przez brak opisów? Książka jest zbudowana z ciągłego dialogu, przez co dużo trudniej o bliższą emocjonalną więź czytelnika z bohaterami.

Ale to tylko drobne uwagi „czepiającego” się dorosłego. Maluchy na pewno tego nie zauważą. One dostrzegą sedno. Możemy wiele się nauczyć od Leo oraz innych dzieci. W nich cała nadzieja na uzdrowienie naszej planety!

Przepis na pysznego roślinnego burgera
Książka została wydana w wydłużonym poziomo formacie (27,5x21,5 cm), z twardą oprawą i na białym kredowym papierem. Na wyklejkach pysznią się warzywa i owoce. Tekst został zilustrowany przez Kubę Mojżeszka. Na jednej ze stron dzieci zobaczą rozbiór świni, na innej zwierzęta wiezione do rzeźni albo kury ściśnięte w klatkach. Ale są też radosne obrazki: małe owieczki, cielaczki, pies i kot, leśne dziki z małymi, krowy pasące się na łące pełnej mleczy albo… dinozaur tłumaczący kolejnemu niedowiarkowi, że tak, naprawdę nie je mięsa. Leo dziwił się, dlaczego ludzie muszą jeść mięso, skoro mają do wyboru tyle pysznych roślinnych potraw. W książce nie mogło więc zabraknąć przepisu – na burgery z czerwonej fasolki, marchewki i buraków. Na ilustracji burger prezentuje się bardzo okazale i zapewne smakuje tak dobrze, jak wygląda! Na ostatniej stronie autorzy zamieścili przydatne adresy stron internetowych dotyczących ochrony zwierząt, ekologii czy zdrowego odżywiania.

„Mamo, tato – dlaczego nie jemy zwierząt?” nie jest łatwą lekturą. Porusza wiele smutnych, wręcz bolesnych kwestii, ale pokazuje również, jak łatwo i szybko można je rozwiązać. Wszystko zależy od nas, od każdego człowieka i jego codziennych wyborów. Marfiak i Rey podkreślają zalety diety wegetariańskiej, korzyści dla naszego organizmu, zwierząt oraz całej planety. Rozwiązanie wielu bolączek ludzkości jest takie proste! Leo już to wie. Wkrótce dowiedzą się, od niego i z książki, także inne dzieci. Mam nadzieję, że „Mamo, tato – dlaczego nie jemy zwierząt?” będzie się szybko rozprzestrzeniać po polskich bibliotekach i na domowych regałach! A ponieważ autorzy zapowiadają kolejne publikacje z cyklu Ratujemy świat, możemy mieć nadzieję, że rewolucja niebawem się dokona i dzieci ocalą planetę! A dorośli im w tym pomogą.


Donata Marfiak, Jerzy Rey, „Mamo, tato – dlaczego nie jemy zwierząt? Czyli o tym, jak dzieci ratują świat”, il. Kuba Mojżeszek, Ratujemy Świat 2014, 40 s., cena 29 zł.

Oficjalna strona książki: www.ratujemyswiat.pl.